Ogłoszenia:
- Wszystkie linki zostały dodane do menu~ Mamy nadzieję, że wędrowanie po naszym blogu znów będzie dużo łatwiejsze :3

piątek, 7 czerwca 2013

Perypetia miłości - część VII [In Progress]

Seria: Hetalia
Pairing: USUK
Gatunek: Romans, yaoi Ograniczenia: MA (+18)
Ostrzeżenia: Opowieść jest pisana przez dwie osoby! Wypowiedzi mojego gościa - Francoise, będą zaznaczane pogrubionym tekstem. Poza tym z czasem można zauważyć odejście od charakteru postaci, no i oczywiście będą zdarzać się błędy, równie ortograficzne, jak i logiczne. Ten tekst pochodzi z pisania na gg i nie jest betowany.


 "Perypetia miłości" cz. VII 

Na chwilę oniemiałem. Nie miałem pojęcia, jak powinienem na to zareagować. Przecież Ameryka mówił, że między nimi nic poważnego nie było... Nie bardzo rozumiałem, co się dzieje. Wszystko było już zaniesione i poszliśmy do salonu.
- Posuń się - mruknąłem do Ameryki i usiadłem obok niego.       

Westchnąłem niechętnie i podniosłem się do siadu.
- Nie dasz człowiekowi poleżeć! - burknąłem, przeciągając się. Kanada usiadł na fotelu, a swojego misia posadził na oparciu.
- Smacznego - powiedział z delikatnym uśmiechem i zaczął jeść.
- Smacznego! - odpowiedziałem pełen entuzjazmu i zaraz zacząłem zajadać się pysznym obiadem. Co jakiś czas zerkałem na Anglię.

- Smacznego - wymruczałem i zabrałem się za jedzenie. Jakoś nie smakowało mi za bardzo, zacząłem się mocniej zastanawiać nad słowami Kanady. Ukradkiem spojrzałem na Amerykę, a gdy nasze spojrzenia się spotkały - gwałtownie odwróciłem wzrok. Może naprawdę coś jest między nim a Kanadą? Ale przecież tak mocno zaprzeczał, że mnie nie zdradził... sam już tego nie rozumiem.

Kiedy skończyłem jeść, lekko się przeciągnąłem i oparłem o Anglię.
- To było pyszne~! - powiedziałem zadowolony i zapominając na chwilę o bracie, przytuliłem się do Brytyjczyka. - Teraz mam ochotę się zdrzemnąć... - mruknąłem, kładąc głowę na jego kolanach, postanowiłem uciąć sobie krótką drzemkę. Kanada zerkał w naszą stronę, jakby był zazdrosny.

- No to se śpij, ale ja pójdę do domu - położyłem talerz na stole i wstałem, a Amerykę ułożyłem na Kanapie. Po tym co mi powiedział Kanada... Jakoś nie czułem się komfortowo. Poszedłem do korytarza i zacząłem nakładać buty.

Burknąłem coś niechętnie i wtuliłem się w poduszkę, ten znowu uciekał... Mimo to, niezbyt dużo czasu zajęło mi zaśnięcie. Kanada cicho wstał z fotela i biorąc swojego misia, udał się na korytarz.
- Jeśli uciekasz, pozwalasz mi z nim robić co chcę - szepnął nagle i przytulił misia. - Jednak moje szanse są małe, w końcu cały czas myśli o tobie - dodał zaraz.

- O co ci znowu chodzi? - spojrzałem na niego groźnie - To nie dziwne, że myśli o mnie, skoro jesteśmy razem! Czego ty od niego chcesz? - skrzyżowałem ramiona. Naprawdę go nie rozumiałem, zawsze taki cichy, a teraz robi takie numery...

Mocniej przytulił swojego misia, który chyba nie za bardzo miał ochotę się budzić.
- England - zaczął, patrząc na niego z uwagą. - Obudzisz Amerykę - szepnął, przykładając palec do ust. - Prawda jest taka, że kocham mojego brata, ale nie jest to braterska miłość - szepnął nagle. - Mam zamiar o niego walczyć

- Jaja sobie ze mnie robisz? - prychnąłem śmiechem - Radzę znaleźć sobie kogoś innego, bo teraz America jest z e m n ą - powiedziałem dobitnie. Co, gówniarzeria próbuje postawić na swoim? Niedoczekanie moje!

- Może tak jest w tej chwili - szepnął cicho i uśmiechnął się pod nosem. - Zapewne znów go zdradzisz, a ten się załamie, wtedy ja będę przy nim, tak jak po tym, gdy postanowiliście zrobić sobie przerwę - szepnął, uśmiechając się lekko, jakby był doskonale pewny swoich słów i zwycięstwa.

- Nie zdradzę go! Zdarzyło mi się jeden raz i więcej nie mam zamiaru popełnić tego samego błędu! - powiedziałem z przekonaniem, mimo że wiedziałem, że nie jest to dokładna prawda - Nie oddam ci go - złapałem go za koszulę prawą dłonią.

Spojrzał w jego oczy ze stoickim spokojem.
- Jeszcze się okaże, England - szepnął ze spokojem, a jego misiek się obudził. Tradycyjnie zapytał się, kim jest jego właściciel, na co Kanada odpowiedział mu tak jak zawsze. Po chwili znów zerknął na Brytyjczyka. - Może Ameryka teraz cię kocha, ale wyrządziłeś mu dużo krzywd, zobaczymy, czy uda ci się go utrzymać.

- Nigdy już tego nie zrobię! I mi się uda, masz moje słowo - puściłem go i pchnąłem go o ścianę - On też mnie kocha, nie masz najmniejszych szans! - rzuciłem na odchodne i wyszedłem z mieszkania. Na ulicy trochę ochłonąłem i zacząłem się nad tym wszystkim głębiej zastanawiać.

Kanada stał przez chwilę w tym samym miejscu, w końcu jednak wrócił do salonu i widząc, że dalej smacznie śpię, pogłaskał mnie po głowie. Po czym zabrał się za sprzątanie po obiedzie. Obudziłem się dopiero wieczorem, będąc nieco obolały.
- Nie powinienem spać na kanapie! - burknąłem przeciągając się lekko. Jakiś czas potem usiadłem z Kanadą na kanapie i razem obejrzeliśmy jakiś horror, przez to, że był przerażający, nieco się w niego powtulałem, jednak Anglia nie miął o co być zazdrosny, w końcu Kanada jest tylko moim bratem.

Energicznym krokiem ruszyłem do domu. Co ten Kanada sobie myśli?! Przecież mocno postanowiłem, że więcej zdrad nie będzie! Jeden raz mi się zdarzyło i tyle! I on myśli, że tak po prostu oddam mu Amerykę! Pfff, jeszcze czego! Nigdy!

Następnego dnia był już niestety poniedziałek i dość niechętnie wstałem do szkoły. W dzisiejszej drodze do niej towarzyszył mi mój brat, który z delikatnym uśmiechem słuchał mojej paplaniny. Nawet nie zauważyłem, kiedy przy przechodzeniu przez ulicę, złapał się materiału mojej marynarki i szedł już tak ze mną aż do samej szkoły.

Kiedy wchodziłem przez bramę, kątem oka spojrzałem jak Ameryka i Kanada idą razem obok siebie. Miałem zamiar podejść i im coś powiedzieć, ale nie chciałem wszczynać burdy już z samego ranka. Wzruszyłem po prostu ramionami i wszedłem do budynku.

Po dzisiejszych lekcjach odwołano mój trening, a jako iż nie miałem co robić, udałem się do gabinetu przewodniczącego. Wszedłem do niego bez pukania.
- Hej, England! - powiedziałem z uśmiechem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Kanada dzisiaj miał zajęcia kółka fotograficznego, więc też nie miałem się do domu co śpieszyć.

- Oh, cześć - wychyliłem głowę znad sterty segregatorów, książek i innych rzeczy, które walały mi się na biurko - Potrzebujesz czegoś? - spytałem krótko i wróciłem do pracy.

- Nie, nudzi mi się trochę, a Kanada ma dziś zajęcia, więc postanowiłem po siedzieć u ciebie, jakoś nie chce mi się dzisiaj nic gotować, a skoro mój trening odwołali, to trener tylko czeka, aż przekroczę prób McDonald'a i będzie mógł dać mi w łeb - zaśmiałem się i usiadłem naprzeciw niego. - Pomóc ci w czymś? - zapytałem widząc, ile rzeczy wala się na jego biurku.

- Nie trzeba - zacząłem wpisywać dane do jakiejś tabelki - Równie dobrze możesz iść do domu, posiedzę tu jeszcze - spojrzałem na zegarek - Długo mieszkasz z Kanadą? - spytałem po chwili milczenia.

- Jak pójdę, to będzie wypadało, abym ja coś ugotował, a jakoś mam dość lasagne - zaśmiałem się zaraz i lekko przeciągnąłem. Zdziwiło mnie jego pytanie, w końcu jakoś go to nie obchodziło. - Wprowadził się jakoś dwa tygodnie po wyprowadzce Japonii, czyli prawie dwa miesiące, czemu pytasz?          

- Ja ci raczej nic nie ugotuję - westchnąłem cicho - Bez powodu - powiedziałem takim tonem, jakby mnie to wcale nie obchodziło, ale wcale mi to nie wyszło. A przecież nie mogę mu powiedzieć o tym, co Kanada wczoraj wygadywał... 

Zerknąłem na niego z uwagą.
- Coś się stało? W końcu wcześniej nie pytałeś ile z nim mieszkam - powiedziałem ze spokojem. Nagle odezwało się pukanie do drzwi, a do gabinetu wszedł Kanada.
- P-przepraszam - powiedział niepewnie, ściskając misia w rękach. - Nauczyciel prowadzący kazał przekazać tobie Anglio zdjęcia do gazetki - powiedział i podszedł do biurka, kładąc na nim zdjęcia. Po chwili spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. - Co chciałbyś na obiad, Ameryko?
- Mi to obojętne - odparłem z uśmiechem i zerknąłem na Anglię.

- Dzięki - wziąłem zdjęcia do rąk i je przejrzałem - Będę musiał się przejść do Francji, w końcu on zajmuje się takimi rzeczami, a sam dupy nie raczy ruszyć - położyłem fotografie do szuflady i powróciłem do pracy - Jak chcecie, to możecie już iść.

Kanada spojrzał na Anglię i lekko się uśmiechnął.
- Muszę jeszcze wrócić do nauczyciela, do widzenia - powiedział i opuścił gabinet, zaraz zamykając za sobą drzwi. Sam lekko się przeciągnąłem i coś cicho mruknąłem.
- Nie wiedziałem, że to Francja zajmuję się gazetką, powinienem się bardziej interesować!

- Francja zazwyczaj wszystko o wszystkim wie, więc to jego do tego przydzieliłem - przez chwilę jeszcze patrzyłem się w drzwi, przez które wyszedł Kanada - Hej, America... Chcę cię o coś zapytać, chociaż będzie to chyba raczej propozycja...   

- No, tu akurat masz rację - zaśmiałem się cicho i spojrzałem na niego z uwagą, zastanawiała mnie ta jego propozycja. - Więc cóż to za propozycja? Bo aż jestem ciekaw - zaśmiałem się i parłem się łokciami o jego biurko.      

- Chciałbyś się do mnie wprowadzić? - spytałem bez przelewek - Jeśli chcesz, to możesz odmówić, nie będę zły - zapewniłem go. W ten sposób będę jeszcze bliżej niego i nie dopuszczę do niego Kanady, uznałem to za dobre rozwiązanie.

Byłem zaskoczony jego propozycją,, nie sądziłem, że coś takiego kiedykolwiek mi zaproponuje.
- England... - zacząłem niepewnie i westchnąłem ciężko. - Myślę, że to trochę za szybko, abyśmy razem mieszkali... - szepnąłem niepewnie i wychyliłem się przez biurko. - Nie bądź na mnie zły, ale chcę z tym jeszcze trochę poczekać. Tak oboje będziemy mieli wciąż tą własną wolność - powiedziałem i pocałowałem go w usta

- Um, jasne - przygryzłem wargę. Cholera, wiedziałem, że tak będzie - Przecież mówiłem, że nie będę zły, nie mam zamiaru cię zmuszać - chociaż teraz miałbym wielką ochotę to zrobić - Kiedy uznasz któryś moment za odpowiedni to powiedz.

- Oczywiście, England, masz wtedy jak w banku, że ci powiem, a jak zapomnę, to najwyżej z torbą będę czekać pod twoimi drzwiami - zaśmiałem się cicho i znów go pocałowałem. - Lubię cię całować - przyznałem zaraz, jednak zanim po raz kolejny ponowiłem pocałunek, rozległo się pukanie do drzwi, a w nich pojawił się Kanada. - America, nie masz już dodatkowych zajęć, prawda? To może pójdziemy razem do sklepy? - zaproponował.
- Oh, ok - powiedziałem, wstając z krzesła, po czym pocałowałem Anglię w czoło. - Do jutra - powiedziałem z ciepłym uśmiechem i wyszedłem z gabinetu. Kanada jeszcze spojrzał triumfalnie w kierunku Anglii.
- On jest mój - szepnął z nutką złośliwości i wyszedł za mną.

Kiedy odeszli już wystarczająco od mojego gabinetu, uderzyłem pięścią w biurko. Nie oddam mu Ameryki tak łatwo, nigdy! Niech się nie uważa za niewiadomo kogo! Kiedy się już uspokoiłem, wróciłem do pracy. Potem Francja zaprosił mnie na wieczór do baru, a że nie miałem żadnych planów - zgodziłem się.

Tego wieczoru siedziałem w kuchni razem z Kanadą i piekłem z nim pyszne ciasteczka z kawałkami czekolady, a bynajmniej on uczył mnie, jak je upiec.
- I teraz wstawiamy do piekarnika, na 20 minut i gotowe - powiedział, zamykając drzwiczki piekarnika.
- Ok, to jest banalne! - powiedziałem zadowolony i przeciągnąłem się lekko. W przerwie poszliśmy do salonu, gdzie pograliśmy w jakąś grę, a po wyjęciu ciasteczek z piekarnika, poszliśmy oglądać film. Niestety gdzieś w połowie zasnąłem na nim i zupełnie nieświadomie osunąłem się na kolana brata, na których sobie spokojnie drzemałem.

Brakowało mi czegoś, gdy rano nie było Ameryki przy mnie. Nie wiem, odczuwałem taką jakąś... pustkę. Do szkoły poszedłem w nienajlepszym humorze, miałem ochotę do wszystkich warczeć i powpisywać im nagany. - Proszę prosze, Pan Przewodniczący coś nie w sosie! - obok mnie pojawił się Francja. - Nie twoja sprawa - wymruczałem. On i tak mi nic nie pomoże... chociaż....

Dzisiaj do szkoły dotarłem w podobny sposób jak wczoraj, razem z Kanadą, który to większość drogi trzymał mnie za skrawek materiału mojej marynarki. W nocy nie za dobrze się wyspałem, ale jako iż Kanada został przy mnie dość długo, kark nie bolał mnie aż tak mocno. Zaraz udaliśmy się w stronę sal lekcyjnych, jednak jeszcze przed nimi postanowiłem odwiedzić Arthur'a, w końcu brakowało mi go od wczoraj! Zaraz ruszyłem w stronę pokoju przewodniczącego i bez pukania wszedłem.
- Superhero przybywa! - zaśmiałem się zaraz.

-Oh, America! Co tu robisz tak wcześnie? - spytałem lekko zdziwiony. Siedziałem na swoim fotelu, a na biurku siedział Francja, po tej samej stronie co ja. Właśnie byliśmy w trakcie jednej z ważnych rozmów samorządu, więc wizyta Ameryki nie za bardzo mi odpowiadała.

Spojrzałem na nich i lekko się uśmiechnąłem, w końcu tym razem nic złego się nie działo, co dowodziło, że mogłem mu zaufać.
- Cześć Francji - przywitałem się i spojrzałem na Anglię. - Przydreptałem się trochę za wcześnie, więc postanowiłem wpaść i poczęstować cię ciastkami - powiedziałem i pokazałem mu torebkę pełną ciastek.

Francuz uśmiechnął się i uniósł dłoń w geście powitalnym.
- On mi zawsze przygotowuje te rzeczy - wskazałem na długowłosego i sam ugryzłem jedno ciacho- Nie dziwię się, że ci smakują.
- Angleterre, w kiedyś musisz mi podać ten twój bezbłędny przepis na węgiel - zaśmiał się Francis.

Zaśmiałem się zaraz.
- Masz rację Francjo, England ma na to świetny przepis - powiedziałem i przeciągnąłem się lekko. - Ogółem pewnie też by mi takie wyszły, ale Kanada mi pomagał, więc może wyszły chodź trochę podobnie do twoich, Francjo - dodałem zaraz i spojrzałem na nich. - Jednak wyglądacie na zajętych, wpadnę po treningu England, pa! - powiedziałem i wybiegłem z pokoju gospodarza, zaraz popędziłem do klasy, gdzie przed lekcją porozmawiałem jeszcze z Kanadą.

Przygryzłem wargi. Ciągle tylko Kanada i Kanada, powoli zaczynało mnie to denerwować. Musiałem coś z tym zrobić, inaczej naprawdę stracę Amerykę. Ale co ja mogłem zrobić? Nic dobrego nie przychodziło mi do głowy. Jednego jestem pewien: Nie oddam nikomu osoby, której kocham, szczególnie po tym co przeszliśmy!

Po zajęciach miałem trening koszykówki, dzisiaj akurat kółko fotograficzne miało za zadanie uchwycić nas w ruchy podczas zajęć, przez co musieliśmy współpracować. Przy okazji spędziłem trochę czasu z Kanadą, który chyba głównie skupił się na robieniu mi zdjęć. Po zajęciach, nieco zmęczony udałem się do gabinetu Anglii. Wszedłem do niego bez pukania, po czym bez słowa rozsiadłem się na krześle.
- Zmęczony...

- Nie zachowuj się tak, jakbyś był u siebie - spojrzałem na niego karcąco - Rozumiem, że się zmęczyłeś, ale przynajmniej mógłbyś się trochę opanować - pokręciłem lekko głową - Właściwie to nie powinieneś iść do domu, skoro się tak zmęczyłeś?

Niemrawo podniosłem głowę i uśmiechnąłem się lekko.
- Chciałem cię znów zobaczyć - powiedziałem z uśmiechem, po czym położyłem się na jego biurku. - O ile trening można przeżyć, to jeszcze dzisiaj kółko fotograficzne miało u nas swoje zajęcia i co chwila trzeba było powtarzać to samo, bo coś źle komuś wyszło... - burknąłem nieco niezadowolony.

- Naprawdę musisz mi o tym opowiadać? - warknąłem niezadowolony. Naprawdę mało mnie interesuje jego wspólny czas spędzony z Kanadą. Miałem szczerą ochotę pójść do gnojka i mu naopowiadać, co o tym myślę. I tak, na pewno to zrobię!

Zerknąłem na niego niemrawo.
- England... Jakiś dziś nie w sosie... - westchnąłem i zwlekłem się z krzesła. Wychyliłem się przez biurko i złożyłem pocałunek na jego ustach. - Tęskniłem za tobą, wiesz? - szepnąłem z lekkim uśmiechem.

- Tak? To dobrze, cieszę się - nawet na niego nie spojrzałem. I co on się dziwi, że nie mam dzisiaj humoru? On naprawdę nie zauważa, co Kanada próbuje zrobić? Chwila, a może już coś między nim się stało i teraz sobie ze mnie żartuje. To możliwe, ale mało prawdopodobne...     

Westchnąłem cicho.
- England - burknąłem i pogłaskałem go po policzku. - Czemu znów jesteś na mnie zły? - zapytałem nieco smutny, w końcu nie widziałem żadnego powodu, aby tak reagował. Nagle rozbrzmiało pukanie do drzwi, a przez nie wszedł Kanada trzymając aparat.
- America, trener prosił żebyś do niego poszedł... - powiedział i pogładził się po głowie. - Niestety pomylił mnie z tobą i dostałem z piłki... - jęknął zaraz. Westchnąłem cicho i wstałem z miejsca.
- Potem pogadamy, Arthur - powiedziałem i podszedłem do brata. Pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w miejsce zrobionej krzywdy. - Przestanie boleć - dodałem i wybiegłem z gabinetu, mój brat jednak w nim został.

Spojrzałem groźnie na Kanadę i wstałem z fotela zaciskając pięści.
- Ty gnojku... - podszedłem do niego bliżej - Co ty sobie myślisz, co? Zaraz sprawię, że nie przestanie cię boleć przez następne pół roku - coraz bardziej się nakręcałem.

Kanada spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął.
- England, przecież nic nie zrobiłem - powiedział ze spokojem, lekko zaciskając dłoń na aparacie. - Mówiłem, że tak łatwo ci go nie oddam - dodał zaraz i uniósł aparat. Zaraz obrócił ekranik, pokazując chłopakowi zdjęcie Ameryki z podwiniętą koszulką podczas skoku. Przez te wszystkie treningi zrobił mu się kaloryfer. - Ja jestem tylko biednym braciszkiem, który należy do kółka fotograficznego.

- Skończ już z tymi bredniami - przyparłem go do ściany i już miałem wielką ochotę go uderzyć, ale jeszcze się powstrzymywałem - Może Ameryka cię kocha, ale nie w ten sposób co ty, więc sobie odpuść - spróbowałem po dobroci.

Odsunął twarz, jakby był gotowy na to, że ten go uderzy. Kiedy jednak to nie nastąpiło, znów spojrzał na Brytyjczyka.
- Może nie teraz - szepnął ze spokojem i uśmiechnął się z nutką złośliwości. - Wystarczy pokazać mu, że zależy mi na nim, a jeśli ty nie wytrzymasz, wtedy bez problemu będzie mój - szepnął zaraz. - W końcu już wylądowaliśmy w łóżku razem - dodał zaraz, jakby chciał mocniej zdenerwować Anglika.

- Ja nie wytrzymam? - prychnąłem śmiechem - Oczywiście, że wytrzymam. A co do tego, że kiedyś się przespaliście - nie obchodzi mnie to. To było kiedyś, a liczy się to, co jest teraz. Ja ci też to powiedziałem: Ameryka jest tylko mój i nikomu go nie oddam, zapamiętaj to dobrze.
           
Uśmiechnął się spokojnie i przechylił głowę na bok.
- Skoro tak twierdzisz... - zaczął, a na jego ustach zakwitł złośliwy uśmieszek. - Więc widzę, że przyjąłeś wyzwanie. Tak więc co? Wszystkie chwyty dozwolone? - zapytał i wyprostował się zaraz. - Nie myśl, że zamierzam przegrać, w końcu tu chodzi o Amerykę

- Wszystkie chwyty dozwolone, mówisz? - zaśmiałem się - Stoi - uderzyłem go z pięści w twarz. Z jego nosa polała się krew oraz jego okulary spadły na ziemię, więc przydeptałem je butem - Zdajesz sobie sprawę z tego co robisz? - posłałem mu jeszcze bardziej złośliwy uśmiech, niż on posłał mi.

Otarł cieknącą z nosa krew.
- Zdaję - powiedział zaraz, jednak nie oddał Anglii, miał inny plan. - Dziękuję, teraz mam powód, aby Ameryka bardziej się mną zainteresował - szepnął, znów ociekając cieknącą krew. Odepchnął od siebie Arthura i właśnie miał wyjść, kiedy do pokoju wpadł Ameryka.
- Kanada, co ci się stało?! - zapytałem przerażony i pochyliłem się nad nim, po czym zerknąłem zaskoczony na Arthura.
- N-nic... Jestem takim fajtłapą, że potknąłem się i upadłem na ziemię... - szepnął, a w jego oczach pojawiły się łzy.

Skrzyżowałem ramiona na piersi i spojrzałem na nich z politowaniem.
- Żałosne - zamknąłem oczy i pokręciłem głową. Naprawdę nie było go stać na nic więcej? Miałem ochotę podejść i dać mu jeszcze dokładkę, ale nie chciałem psuć swojego wizerunku w oczach Ameryki.

Westchnąłem cicho i pocałowałem go w głowę.
- Może pójdziemy do pielęgniarki? - zaproponowałem zaraz. Ten spojrzał na mnie wielkimi oczami.
- N-nie trzeba... Nie chcę cię zmuszać do spędzania całego dnia ze mną... - szepnął nieśmiało i zerknął w stronę Anglii. Jednak spojrzenie, które mu posłał, było raczej wyzywające i pełne triumfu, jakby był pewny tego, że wygra.     

- Pielęgniarki nie ma - przypomniałem - Jakąś godzinę temu wyjechała na szkolenie, więc raczej nie macie gdzie iść - wzruszyłem ramionami. Ja się jeszcze z Kanadą policzę, niech nie myśli, że puszczę mu to płazem!

- Rozumiem... - szepnąłem cicho i spojrzałem na brata. - Może pójdziesz do łazienki? Zaraz cię dogonię - powiedziałem z troską. Ten jakby nieco niechętnie odsunął się ode mnie.
- D-dobrze... - szepnął i ruszył do wyjścia.
- Zaraz przyjdę do ciebie i pójdziemy do domu, obejrzymy coś razem - powiedziałem na pocieszenie, a kiedy ten wyszedł, spojrzałem na Anglię. - Wybacz mi za niego... - powiedziałem i podszedłem do Brytyjczyka. - Wybacz też, że muszę już uciekać... Ale jutro na pewno będę mógł spędzić z tobą więcej czasu - szepnąłem i pocałowałem go w usta.

- Nie masz mi nic do powiedzenia? - wytarłem usta o rękaw marynarki - Nie za dużo czasu spędzasz z Kanadą? - posłałem mu poważne spojrzenie. To wszystko coraz bardziej mnie denerwowało, miałem ochotę jak najszybciej to zakończyć.

Spojrzałem na niego i westchnąłem cicho. Zaraz mocno go przytuliłem do siebie.
- Może masz rację... - szepnąłem i spojrzałem mu w oczy. - Co powiesz na to, abym jutro spędził cały dzień tylko z tobą? - zaproponowałem. Nie chciałem go zaniedbywać, tym bardziej, że chyba znów był zły...

- No dobrze - stanąłem na palcach i pocałowałem go w usta. Zawsze to lepsze niż nic, jeden dzień z Kanadą mniej. Po chwili wsunąłem swoje ręce pod jego i objąłem go mocno, przykładając głowę bokiem do jego klatki piersiowej.
- Hej, Al - spytałem lekko zmartwiony - Nie zostawisz mnie, prawda?

Zaskoczyło mnie to pytanie.
- Oczywiście, że nie, w końcu za mocno cię kocham - szepnąłem mu do ucha i mocno go do siebie przytuliłem. Cieszyło mnie to, że zgodził się chociaż na to, w końcu może nie będzie na mnie taki zły. Po chwili pocałowałem go w głowę, gładząc lekko po plecach.

- A pewien jesteś? Tak na sto procent? - nie rozluźniałem uścisku. Nie chciałem go puszczać, nie w tej chwili. Wolałem mieć całkowitą pewność co do jego uczuć, chociaż miałem świadomość, że nie musi mówić mi całkowitej prawdy.

- Nawet i na dwieście, England - szepnąłem z ciepłym uśmiechem. Nie rozumiałem, dlaczego nagle tak się tym zaczął niepokoić, jednak mimo to, chciałem go tylko zapewniać o tym, że będę przy nim. Pogłaskałem go po plecach i mocniej przytuliłem. W tej chwili miałem nadzieję, że Kanada tak szybko nie wróci.

- Naprawdę? W takim razie jestem spokojniejszy - westchnąłem z ulgą. Czyli wystarczy po prostu dokopać porządnie dla Kanady i będzie spokój. Francja i jego koledzy powinni mi pomóc, więc nie miałem się o co martwić - O której jutro mam przyjść?

Pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w czoło.
- Możesz przyjść o dziewiątej rano, jeśli chcesz to też później. Ja postaram się na tą dziewiątą wyrobić - zaśmiałem się zaraz i spojrzałem na niego. - Może masz specjalne życzenia, gdzie chcesz pójść? Poza barem!

- A czemu poza barem? - spojrzałem na niego z żalem w głosie - A potem może byyć? Proszę - zrobiłem proszącą minę - Wcześniej możemy iść tam, gdzie ty chcesz, nie mam nic przeciwko - uśmiechnąłem się.

Przewróciłem oczami.
- Bo znowu się upijesz i tyle z ciebie będzie, od to - zaśmiałem się i pocałowałem go w policzek. - No jednak... Jeśli będziesz grzeczny to możemy pójść, jednak ja za dużo nie piję, może i mam mocną głowę, ale nie mam zamiaru przesadzać - zaśmiałem się cicho.

- Co masz na myśli przez "bycie grzecznym"? - stanąłem na palcach, by mieć twarz na jego wysokości - Ostatnio jak się upiłeś byłeś boski - wyszeptałem mu do ucha, lekko się uśmiechając. Co będę to ukrywał, przecież to prawda.

Uśmiechnąłem się lekko i przyciągnąłem go do siebie.
- Oh, więc aż tak bardzo podobało ci się w korytarzu? - zaśmiałem się i spojrzałem w jego oczy. - Chyba następnym razem zaciągnę cię na stół kuchenny - zachichotałem i wpiłem się w jego usta, dość namiętnie. Po chwili jednak usłyszałem ciche chrząknięcie, przez co oderwałem się od jego ust.
- Oh, to ty Kanada - powiedziałem nieco niepewny i puściłem Arthura.
- M-możemy iść? - zapytał nieśmiało, a ja lekko się uśmiechnąłem.
- Pa England, do jutra! - rzuciłem i podszedłem do brata, widząc, że ten nie ma okularów, westchnąłem cicho i zaproponowałem, aby szedł ze mną pod ramię, bo jeszcze biedaczek w coś uderzy. Ten z lekkim uśmiechem, objął moje ramię i tak wyszliśmy z gabinetu Anglii.

Uśmiechnąłem się pod nosem. I co, że idą pod ramię? Teraz to ja osiągnąłem małe zwycięstwo, z czego byłem niezmiernie dumny. W lepszym humorze usiadłem za biurkiem i dokończyłem resztkę swoich zadań. Kiedy wyszedłem ze szkoły, czekał na mnie jeszcze Francja, który zaprosił mnie do siebie. A ja się zgodziłem, bo czemu nie?

Ten wieczór znów spędziłem z Kanadą, dzisiaj jednak nie gotowaliśmy, a graliśmy w jakąś grę. Na szczęście ten miał zapasowe okulary, więc potłuczenie tamtych nie było większym problemem. Wieczorem, kiedy oglądaliśmy film, rozpętała się niezła burza, przez to przy kolejnych grzmotach, ten wtulał się w mnie. Z lekkim uśmiechem, obejmowałem go i uspokajałem, nie chciałem aby się bał.

Rano wstałem odpowiednio wcześnie (co było trudne po całonocnej popijawie) i przygotowałem się do wyjścia. W odpowiednim momencie wyszedłem z domu, około dziewiątej zadzwoniłem do drzwi Ameryki. Przez chwilę nikt mi nie otwierał, więc zaniepokoiłem się nieco.
- America? - zawołałem i pchnąłem drzwi, które jakimś cudem były otwarte.

Drzemałem na kanapie, przygotowałem się już wcześniej, ale postanowiłem zrobić sobie drzemkę do tej nieszczęsnej dziewiątej, jednak coś nie wyszło. Kanada siedział na ziemi i przyglądał się mojej twarzy z uwagą.
- Śpij... - szepnął i pocałował mnie w czoło. Po chwili przysunął się z zamiarem pocałowania mnie, jednak dzwonek do drzwi trochę go spłoszył. Mimo to nie zrezygnował i ponowił próbę, tym razem zatrzymał go dźwięk otwieranych drzwi, a był już tak blisko. Niechętnie podniósł się z ziemi i ruszył na korytarz.
- To ty, England.

- Widzę, że jesteście zajęci - oparłem ręce na biodrach - America, wstawaj, sam zaproponowałeś godzinę, więc nie śpij - podszedłem do niego i pociągnąłem za rękę - Możemy iść? - spytałem patrząc lekko nerwowo na Kanadę.           

Mruknąłem coś cicho i otworzyłem oczy.
- Oh, England, już jesteś - szepnąłem, ziewając przy tym i lekko się przeciągnąłem. Wstałem z kanapy i przytuliłem Brytyjczyka. - Jak dla mnie możemy - powiedziałem i ścisnąłem jego dłoń. - Pa Kanada! - odrzekłem, kiedy wchodziliśmy, na pożegnanie pogłaskałem go jeszcze po głowie, a potem całą swoją uwagę przelałem na Arthura.

- Hej Al - kiedy wyszliśmy na ulicę złapałem go za dłoń - Dlaczego nie przeszkadza ci mieszkanie z Kanadą, a ze mną tak? - zamachałem naszymi rękami w przód i w tył. Naprawdę chciałem być bliżej niego, chodź chyba znałem jego odpowiedź.

Uśmiechnąłem się lekko i mocniej ścisnąłem jego dłoń.
- Cóż, Kanada jest moim bratem - powiedziałem wprost. - Ja po prostu... Nie chcę nas tak bardzo ograniczać. Wiem, że na pewno masz dużo pracy i chcesz czasem też wyjść z kimś, jakbym z tobą mieszkał, to pewnie oboje czulibyśmy się ograniczani - wyjaśniłem spokojnie.

- Ja bym się nie czuł ograniczany - potrząsnąłem głową - Ale rozumiem cię, skoro nie chcesz, to nie. Tylko powiedz mi co Kanada robił tak blisko twojej twarzy, kiedy wszedłem - spojrzałem na niego z powagą.

Zamrugałem kilkakrotnie i zacząłem się zastanawiać, w końcu wzruszyłem ramionami.
- Wprawdzie nie wiem, w zbyt głęboką drzemkę zapadłem - zaśmiałem się cicho i pocałowałem go w policzek. Powoli kroczyłem przed siebie, w pewne miejsce, nie byłem pewny, czy mu się spodoba, ale tak chyba przyjemniej spędzimy dzień tylko we dwoje.

- Powinieneś się bardziej pilnować - przysunąłem się bliżej niego, złapałem go pod ramię i głowę oparłem na jego barku - Jeszcze tylko raz go tak zobaczę to więcej siebie nie pozna - wymruczałem cicho pod nosem.

Zerknąłem na Anglię i uśmiechnąłem się lekko, cieszyło mnie, że jest teraz tak blisko, w końcu miałem go naprawdę dla siebie.
- Przesadzasz, England - zaśmiałem się zaraz. - Kanada przecież to mój brat - zapewniłem go z uśmiechem. Po chwili zaś dotarliśmy na miejsce, było to wesołe miasteczko, które teraz zagościło w mieście.

- Tak, tylko twój brat - wywróciłem oczami.
Kiedy weszliśmy na teren wesołego miasteczka, zatrzymaliśmy się gdzieś z boku.
- Geez, twoje gusta nigdy się nie zmienią - rozejrzałem się dookoła - Ale chwila zabawy mi raczej nie zaszkodzi, gdzie chcesz iść?

Wyszczerzyłem się zaraz i pocałowałem go w policzek.
- Ja bym poszedł do domu strachów, ale co powiesz na roler coster'a? - zapytałem z uśmiechem i zabrałem mu swoje ramię, po to, aby teraz móc objąć go w pasie dość zaborczo.

- Gdzie wolisz, mi to obojętne - pozwoliłem mu się poprowadzić w jedną stronę. Jakoś za bardzo nie wiedziałem, czego oczekiwać, w końcu przez wieeeeele czasu nie byłem w takim miejscu...

CDN

No i proszę, trochę się za działo i dziać się dalej będzie, jednak to dopiero w następnej części :3 Na razie serdeczne gratulacje dla tych nielicznych, którzy przetrwali przez wszystkie 7 części~! XD

6 komentarzy:

  1. Witaj!
    Z przykrością informuję, że Dziabara odeszła z Opieprzu. W związku z tym, że jesteś w jej kolejce, proszę o Twoją decyzję odnośnie oceny. Musisz wybrać nowego oceniającego lub możesz zrezygnować. Pamiętaj, że na Opieprzu działa system numerkowy, więc nie wylądujesz na samym końcu kolejki, tylko w miejscu zgodnym ze swoim numerkiem, nadanym w dniu zgłoszenia się. Prosimy pisać na maila opieprzowy@gmail.com
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, wreszcie się zalogowałam, wreszcie mogę dodać komentarz!
    Wielokrotnie chciałam skomentować, ale pisałam z telefonu, na którym nie mogłam się zalogować, a później ZAWSZE coś się zcinało i w końcu wychodziło, że komentarz się nie dodawał :(
    Korzystając z tego, że mam okazję, piszę:
    KOBIETY, KOCHAM WAS! To jest niesamowicie wciągające, o Jezu! Mam tak, że czytam, czytamczytamczytam i czekam na więcej normalnie! Czuję wielki niedosyt po przeczytaniu wszystkiego, a musiałam troszkę nadrabiać ;)
    Długie to, ale to bardzo dobrze! Bo miło się czyta ze świadomością, że nie skończy się, gdy tylko zacznie wciągać ;)
    Ogólnie rzecz biorąc, może nie wyraziłam jasno swego zachwytu nad waszymi pracami, ale wiedzcie, że zachwycam się rzadko i akurat teraz jestem zachwycona!
    Pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzie jest ciąg dalszy? Normalnie gardzę UsUKiem, ale fabuła mnie wciągnęła. A taki Kanada jest świetny, najlepsza postać tego opowiadania. Życzę wam weny i inne tam ciamciaramciam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie mam czasu, aby sklejać następną część opowieści, szczególnie, że mój komputer nie pozwala mi na poszukiwanie opowieści w dalekich archiwach, bo po prostu się tnie na amen x.X Niestety muszę też cię zawieść, bo opowieść nie ma żadnego zakończenia, jakoś nam się nie udało do niego doprowadzić...
      Co do Kanady, to też go w taki sposób nawet lubię, chodź raz nie jest taki przeźroczysty~

      Usuń
    2. DDDDDDDDDD: Umrę w nieświadomości XD

      Usuń
    3. Przykro mi xD Może przez Wielkanoc _bo dopiero wtedy mamy dłuższe wolne D:_ posklejam te części, które są gdzieś w archiwach xD Rzecz jasna, jak mnie nie wywiozą gdzieś, gdzie nie ma neta XD

      Usuń

Małe zasady
- Komentować może każdy, nawet użytkownik anonimowy
- Weryfikacja obrazkowa jest wyłączona
- Odpowiadamy na komentarze, jeżeli istnieje taka możliwość (Czasem na krótkie komentarze nie da się odpowiedzieć)
- Jeżeli nie zastosujesz tzn. "chamskiej reklamy", możesz umieścić link do swojego bloga w komentarzu (Chamski spam będzie usuwany)

Haruhi Suzumiya