Ogłoszenia:
- Wszystkie linki zostały dodane do menu~ Mamy nadzieję, że wędrowanie po naszym blogu znów będzie dużo łatwiejsze :3

środa, 5 czerwca 2013

Perypetia miłości - część V [In Progress]

Seria: Hetalia
Pairing: USUK
Gatunek: Romans, yaoi Ograniczenia: MA (+18)
Ostrzeżenia: Opowieść jest pisana przez dwie osoby! Wypowiedzi mojego gościa - Francoise, będą zaznaczane pogrubionym tekstem. Poza tym z czasem można zauważyć odejście od charakteru postaci, no i oczywiście będą zdarzać się błędy, równie ortograficzne, jak i logiczne. Ten tekst pochodzi z pisania na gg i nie jest betowany.

 "Perypetia miłości" cz. V


- Poczekam na was w salonie! - powiedziałem i ruszyłem do danego pokoju. Usiadłem na kanapie, przy czym wykrzywiłem się nieco. I wtedy zacząłem się zastanawiać: Czy na pewno niczego nie ma między tą dwójką? Wyglądają na naprawdę sobie bliskich, ale Ameryka mówił... Może ja naprawdę się za mocno przejmuję?

Pomogłem Japonii w lepieniu kulek ryżowych, rozmawiając przy tym, w końcu trzeba umilić sobie czas.
- A właśnie Japonio! Pokażesz mi to znowu, prawda? - zapytałem dość głośno, tak, że Anglia na pewno to usłyszał.
- Owszem Ameryko - powiedział ten, w skupieniu lepiąc kulki. - Ale ty musisz znów pokazać mi te sztuczki, były naprawdę niesamowite - powiedział po chwili, a ja się wyszczerzyłem.
- No wiem! W końcu jestem w tym genialny, nieprawdaż?
- T-tak...

Wytężyłem słuch. O czym oni tak rozmawiali? Nie wyglądało mi to na normalny temat podczas robienia śniadania... Sam nie wiedziałem, co powinienem o tym myśleć. A co jeśli Ameryka mnie okłamał, żebym się uspokoił? Przecież mógł to zrobić, jestem taki łatwowierny...

Kiedy skończyliśmy robić śniadanie, zanieśliśmy je do salonu.
- Hej, England! Mam nadzieje, że za długo nie czekałeś - zaśmiałem się i rozsiadłem obok niego na kanapie, wcześniej odkładając kuleczki ryżowe na stolik. Japonia zaraz usiadł na fotelu.
- Itadakimasu - powiedział ten, klaszcząc przy tym w dłonie, po czym zaczął jeść.

- Smacznego - odpowiedziałem i wziąłem do rąk jedną z kulek. Powiem szczerze, jedzenie trudno przechodziło mi przez gardło. Cały czas próbowałem wypchać ze swojej głowy te nieprzyjemne myśli, ale nie dawałem rady. Nawet nie byłem w stanie spojrzeć dla Ameryki w twarz!

Ze smakiem zacząłem się zajadać się pysznymi kulkami ryżowymi Japonii. W pewnym momencie spojrzałem w stronę Anglii.
- England? Czemu nie jesz, nie jesteś głodny? - zapytałem patrząc na niego z uwagą. Wyglądał jakby był smutny...

- Um, no tak jakoś...- wymruczałem niechętnie- Nie chodzi o to, że mi nie smakuje! - zwróciłem się do Japonii i spojrzałem na zegarek - Myślę, że powinienem się zbierać, trochę za bardzo się u was zadomowiłem - wstałem na nogi i ruszyłem do korytarza, gdzie założyłem buty.

Popatrzałem za nim i przerosiłem Japonię. Podszedłem do Anglii i złapałem go za rękę, byłem pewny, że tutaj mój współlokator nas tu nie zobaczy.
- England, co się stało - zapytałem, parząc na niego zmartwiony. Musiało się coś stać, skoro tak nagle ucieka.     

- Co się stało? Nic się nie stało - burknąłem - Po prostu idę do domu, nie wolno mi? - wyrwałem się jego uścisku - I jeszcze jedno: Z kina nic nie wyjdzie, mam coś ważnego do załatwienia - zabrałem swój telefon z komody i położyłem dłoń na klamce.

Spojrzałem na niego smutny i przytuliłem go od tyłu.
- Wybacz, jeśli cię uraziłem... - szepnąłem cicho i pocałowałem go w policzek, po czym dość niechętnie go wypuściłem. Nie chciałem go zatrzymywać, w końcu i tak nie zmieni zdania, nie wiem jednak dlaczego nagle postanowił wyjść. Może to przez moją rozmowę z Japonią? Nie... Przecież ja tylko chciałem, aby pokazał mi, jak się gotuje ramen, a on abym pokazał mu kilka trików w jednej z gier...

- Nie całuj mnie - wytarłem dłonią policzek i wyszedłem z budynku. Miałem zamiar ruszyć prosto do domu, ale w połowie drogi się zatrzymałem. Pomacałem po kieszeniach, no tak, nie mam kluczy. Albo zostawiłem je w gabinecie albo u Ameryki, nie miałem jednak ochoty się zawracać. Wziąłem telefon i wybrałem pierwszy numer oznaczony gwiazdką. Poczekałem chwilę na sygnał, ale zaraz mnie połączyło. - Hej Francjo! Słuchaj, jesteś w domu? Uhm. A mogę wpaść? To zaraz będę! - powiedziałem i się rozłączyłem. Teraz już spacerkiem skierowałem się do domu Francisa.

Nieco podłamany wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Niemrawo wziąłem kolejną kulkę i zacząłem jeść. Japonia tylko zerknął na mnie, jednak nic na to nie powiedział. Kiedy skończyłem jeść, włączyłem jakąś grę i zacząłem w nią niemrawo grać. Było mi niezwykle smutno, w końcu ten dzień zapowiadał się tak cudownie... W pewnym momencie z rozmyślań wyrwał mnie telefon od trenera. Zaraz pozbierałem się i pożegnałem z Japonią, który właśnie wychodził z mieszkania, po czym pobiegłem do szkoły. Dzisiaj był jakiś dodatkowy trening.

Postanowiłem się przejść okrężną drogą, aby złapać trochę świeżego powietrza. Właśnie ustałem na przejściu, gdyż zapaliło się czerwone światło, i ktoś pojawił się obok mnie. Z czystej ciekawości spojrzałem w bok. - Eeeeh?! - mniej więcej taki dźwięk z siebie wydałem - C-co ty tu robisz! - niemal krzyknąłem do Alfreda -Szedłeś za mną cały ten czas?!

Widząc Anglię lekko się uśmiechnąłem, po czym uniosłem torbę do góry.
- Nie, England - zacząłem, uśmiechając się lekko, jego reakcja była zabawna. - Idę na trening, trener do mnie zadzwonił, że dzisiaj mamy dodatkowy trening - powiedziałem zaraz.

- Ah, to w porządku - spuściłem wzrok. Jakoś nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Zapaliło się zielone i w ciszy przeszliśmy przez jezdnię. Szliśmy w tym samym kierunku, ale ja nic nie mówiłem. Cholera, mogłem wybrać tą krótszą drogę, ale sobie wymyśliłem.

Zerkałem na niego co jakiś czas, naprawdę coś musiało go drażnić, a ja dalej nie wiedziałem co.
- England... - zacząłem patrząc na niego nieco smutny. - Jesteś na mnie zły? - zapytałem po chwili. Myślałem, że między nami już wszystko się ułożyło.

- Ja? Zły? Wcale nie jestem zły! - zarzuciłem sarkazmem - Bo przecież wszystko jest w jak najlepszym porządku, prawda? - zaśmiałem się. Idiota, udaje, że nic nie rozumie. Ale za to ja bardzo dobrze rozumiem.

- England... - szepnąłem smutno, nie rozumiałem, dlaczego on tak bardzo był dna mnie teraz zły. - Znów chodzi o Japonię? - zapytałem po chwili i złapałem go za rękę, aby go zatrzymać.    

- Eeh? Czemu od razu plączesz do tego Japonię? - wyrwałem się mu, staliśmy na skrzyżowaniu - Tu się rozdzielamy, szkoła jest na lewo, ja idę w prawo - powiedziałem się i ruszyłem odpowiednią ulicą, nawet się nie pożegnałem. Nie było mi z tego powodu jakoś specjalnie przykro.
           
Popatrzałem za nim smutno, a naprawdę myślałem, że już między nami dobrze.
- To boli... England... - szepnąłem tylko i udałem się w swoją stronę na trening, który tak czy siak musiałem odbyć. Na początku w mojej głowie był tylko Anglia, jednak po dostaniu niezłego opieprzu i dziesięciu dodatkowych kółek wokół szkoły, zacząłem bardziej się skupiać.

W końcu dotarłem do domu Francji, który przyjął mnie otwarcie. Przyniósł trochę wina i upiliśmy się nieco. Gdy powiedziałem, że nie mam kluczy, zaoferował mi nocleg. Zgodziłem się. Po dniu nastała w końcu noc, a my byliśmy strasznie spici. Francis zabrał mnie do łóżka, gdzie się zabawiliśmy. Tym razem zamknęliśmy wszystkie drzwi i zasłoniliśmy okna, nikt nas ne widział.

Po treningu kosza, byłem już tak wykończony, że po powrocie do domu zaraz poszedłem do łóżku i zasnąłem, niestety jutro jest poniedziałek... W środku nocy jednak zacząłem martwić się o Anglię.
- Zapomnij... On i tak ma cię gdzieś i znów baluje z Francją - szepnąłem do siebie i skuliłem się nie co. - Ale... To boli....

Następnego ranka, kiedy się obudziliśmy, machnęliśmy kolejną rundkę, a wtedy był już najwyższy czas wyjścia do szkoły. Dzięki Bogu Francis miał swój zapasowy mundurek. Do placówki podwiózł nas Spejn wraz z Prusami, ledwo się trzymałem, strasznie im się podobały takie szybkie jazdy. W końcu oni poszli na lekcje, a ja do swojego gabinetu.        

Przez większość lekcji dzisiaj przysypiałem, byłem wykończony wczorajszym treningiem, a dzisiaj jest kolejny... Trzeba było zapisać się na jakieś kółko fotografowania! Albo nie... Jeszcze by kazali mi biegać po mieście i robić zdjęcia... Za to klub jedzenia byłby fajny... Albo ten klub sjesty... Też brzmi zachęcająco... Po ostatniej lekcji, udałem się do sali gimnastycznej i zaraz przebrałem się w strój sportowy i zacząłem kolejny trening.

Ogarnąłem wzrokiem dokumenty na biurku i zobaczyłem wyniki meczów z ostatnich zawodów piłki nożnej. Uznałem, że trzeba to wywiesić. Wyszedłem na korytarz i skierowałem się w kierunku sali gimnastycznej. Wszedłem do środka i na wewnętrznej stronie drzwi wywiesiłem kartkę. Kątem oka zobaczyłem Amerykę, ale od razu się odwróciłem i wyszedłem.

Zauważyłem Anglię, który bardzo szybko uciekł z sali gimnastycznej, przez co na chwilę się zatrzymałem i oberwałem w głowę piłką do kosza. Niestety zamiast wyrazów współczucia dostałem kilka kolejnych kółek wokół szkoły. Nie bardzo mi się to podobało i jeszcze czułem się źle, że Anglia tak mnie odtrąca. Może cały czas kłamał, że mnie kocha? To niestety możliwe... Chyba będę musiał się z tym pogodzić i pozwolić mu siebie unikać...


Był już trochę wieczór, a ja potrzebowałem wracać do domu. Przeszukałem swój gabinet, jednak kluczy nigdzie nie znalazłem. Musiały zostać u Ameryki... no nic, musiałem się tam wrócić. Gdy stałem od jego drzwiami przez chwilę się zastanawiałem, czy dzwonić, jednak zebrałem się na odwagę. Po chwili otworzył przede mną drzwi we własnej osobie. Wyglądał na trochę szczęśliwego, czego nie można było powiedzieć o mnie. - Hej, chyba zostawiłem u ciebie moje klucze - wymamrotałem.

- Możliwe - powiedziałem i wpuściłem go do środka. - Właź - dodałem z lekkim uśmiechem. - Japonio, czy nie widziałeś kluczy Anglii?! - krzyknąłem, a z salonu wyłonił się Japonia ubrany w fartuszek i z chustką na głowie, w dłoni miał jeszcze miotełkę do kurzu.
- Chyba jedne leżą na stoliku w salonie - powiedział ze spokojem i spojrzał na Anglię. - Witaj, Anglio-san

-Witaj - powiedziałem bez uczucia, nawet się nie uśmiechnąłem. Co to ma być, strój pokojówki czy co? Pieprzony zboczeniec z tego Ameryki. Wziąłem swoje klucze i od razu wyszedłem - To na razie - pożegnałem się, nie chciałem tam zostać ani chwili dłużej.        

- Nie zostaniesz, England? - zapytałem zasmucony, w końcu nie rozumiałem dlaczego ten tak szybko uciekał. Japonia tylko się z nim pożegnał i zaraz wrócił do sprzątania salonu, co uważał za swój obowiązek.

- Hmm? Po co? Od kilku dni nie byłem nawet we własnym domu, powinienem tam wrócić - powiedziałem znudzony. Naprawdę nie chciało mi się tam być. Przecież to i tak niczego nie zmieni, nie wiedziałem w tym sensu. I czemu on robił taką minę? Przecież miał Japonię.

Westchnąłem smutno, chyba naprawdę ma mnie dość.
- Skoro tak to stawiasz, to nie mogę cię zatrzymać... - szepnąłem niechętnie, nie mogłem nic z tym zrobić. - To... Do zobaczenia... - mruknąłem wkładając dłonie do kieszeni. - Cóż, będę tęsknić - dodałem ze smutnym uśmiechem.

- Na razie - burknąłem - Ja nie będę wcale. - odwróciłem się i odszedłem. Nie dbałem o to, czy go zraniłem. Zasłużył sobie, drań jeden. Kiedy wróciłem do domu podlałem kwiaty, umyłem się i poszedłem spać. Rano zabrałem ze sobą ubrania Francji, by je oddać. Kiedy się z nim spotkałem, zobaczyłem, iż Ameryka zmierza w naszym kierunku.

Nieco na ślepo szedłem przed siebie, w pewnym momencie zauważyłem, że idę w stronę Anglii i Francji. Zagryzłem tylko dolną wargę i szybko odwróciłem się. Zaraz ruszyłem w stronę sali, w której miałem mieć lekcję. Więc jednak Anglia woli tego żabojada... Nie mogłem nic z tym zrobić, w końcu ja nie zmienię jego decyzji. Jednak czułem się z tym strasznie, w końcu tak bardzo go kochałem...

Wzruszyłem ramionami. Ucieka? Przecież to wszystko jego wina. Mógł nie sypiać z Japonią, wtedy nic by się nie stało. Jak ja właściwie dałem mu się omamić? Pożal się Boże, jaki ja byłem głupi. Czułem, jak się od siebie oddalamy, ale dla mnie to akurat było na rękę. Ale czemu by się trochę nie zabawić jego kosztem?

Kiedy byłem już w klasie, niemrawo usiadłem w swojej ławce. Czułem się tak koszmarnie, czułem się zdradzony i osamotniony, Anglia zostawił mnie dla tego żabojada, co miałem zrobić? Nawet nie miałem do kogo się z tym wrócić, gdyż Japonia dzisiaj był zajęty sprawami gazetki i jeszcze wyprowadza się ode mnie, aby zamieszkać z Włochami i Niemcami. Chyba naprawdę zostałem sam, jak palec...

Lekcje się już skończyły, wszyscy wychodzili ze szkoły. Francis czekał na mnie przy bramie, złapałem go pod ramię i pocałowałem go w policzek, przy czym musiałem stanąć na palcach. Kącikiem oka upewniłem się, czy Ameryka to widział. Widział, i dobrze mu tak.     

Spuściłem wzrok, czemu on mi to robił? Chyba naprawdę mnie nienawidzić, ale jeszcze niedawno mówił, że mnie kocha... Chyba powinienem przestać wierzyć w jego kłamstwa. Przeszedłem obok nich i uśmiechnąłem się ciepło.
- Bawcie się dobrze, tylko dzieci nie naróbcie, England wtedy na pewno straci posadę - zaśmiałem się i ruszyłem przed siebie. Kiedy tylko wszedłem do domu, położyłem się na kanapie i zamknąłem oczy, nie chciałem myśleć o tym, co się stało, teraz wolałbym nigdy nie zakochać się w Anglii.

- Nie mieszaj się w nie swoje sprawy! - krzyknąłem wtedy za nim. Francja odprowadził mnie do domu i wrócił do siebie. Usiadłem na łóżku w sypialni, wziąłem telefon i wybrałem numer do Ameryki. - Hej, słuchaj - zacząłem poważnie - Nie rozumiem, o co ci chodzi. Najpierw mnie zdradzasz, potem udajesz, że nie wiesz o co chodzi i nagle jest ci smutno. Możesz przestać już grać w te swoje gierki?

Słuchałem jego oskarżeń, coraz bardziej zdziwiony.
- J-jakie gierki? - zapytałem oniemiały. - Niby kiedy cię zdradziłem? - zapytałem zaraz, nie zrobiłem przecież nic co mogło podchodzić pod zdradę. - England, przecież bym ci tego nigdy nie zrobił! - dodałem zaraz, bardziej zrozpaczony. - Ty mnie znów zdradzasz i teraz zwalasz na mnie, myślisz, że mógłbym cię zdradzić, po tym, jak sam przeżyłem twoją zdradę tak boleśnie?

- Oh, teraz się wypierasz, tak? Myślisz, że nie wiem? Ja wszystko bardzo dobrze wiem, nie musisz udawać! - łzy same cisnęły mi się do oczu, lecz otarłem je szybko - Gdyby nie to, to nie zrobiłbym tego samego drugi raz!

- England! - powiedziałem, czułem, że byłem bliski płaczu. - Ja nigdy cię nie zdradziłem! Nawet bym nie potrafił tego zrobić, bo kocham cię całym sercem - powiedziałem zaraz i przetarłem oczy, w których zaczynały pojawiać się łzy.

- Tak, oczywiście, "I love you, England!" - sparodiowałem jego głos - Ile osób jeszcze kochasz, co? - powróciłem do poważnego tonu - Pewnie jest ich wiele, prawda? Możesz to powiedzieć szczerze, to i tak nic nie zmieni.

- Nie, oczywiście, że nie! - krzyknąłem zaraz, podnosząc się z kanapy. - Kocham tylko ciebie, ale skoro tego nie doceniasz, to znaczy, że nigdy nie powinniśmy być razem, to tylko sprawiło nam ból, chociaż... Ty chyba tym się nie przejmujesz, bo zawsze możesz polecieć do Francji! - krzyknąłem i rozłączyłem się, zaraz rzucając telefonem o ziemię.

Spojrzałem zrezygnowany w telefon. Idiota. Naprawdę myśli, że dam się na to wszystko nabrać? Miał mnie za takiego głupca? No ale trudno, będę musiał jutro z nim porozmawiać, inaczej nigdy sobie tego nie wyjaśnimy.

Następnego dnia nie poszedłem na zajęcia, nie obchodziły mnie one. Cały dzień spędziłem w sali gimnastycznej, gdzie trenowałem grę w kosza. To pozwalało mi zapomnieć o tym wszystkim, o zdradzie, o kolejnej kłótni...

Siedziałem w swoim gabinecie i poprosiłem Amerykę, by do mnie przyszedł. Nie wiedziałem, czy to zrobi, a jeśli nie to sam do niego pójdę. Przemyślałem sobie wszystko jeszcze raz i uparcie trzymałem się swojego zdania. Bo to przecież ja miałem rację.

Nie miałem zamiaru iść do jego gabinetu, wolałem zostać i grać w kosza. Tylko dzięki temu mogłem się na czymś skupić i chociaż na chwilę zapomnieć o smutku, jaki mnie teraz ogarniał.

Poczekałem pięć minut, a jego dalej nie było. No nic, musiałem sam się tym zająć. Sprawdziłem w salach lekcyjnych, nie było go tu, więc skierowałem się do sali gimnastycznej. Oczywiście tam był. - Powinieneś był się stawić, jeśli o to poprosiłeś - podszedłem do niego i skrzyżowałem ramiona.

Spojrzałem na niego surowo i oddałem kolejny rzut do kosza.
- Niby czemu? Mogę robić co chce, a ty nie jesteś moją matką, więc nie masz za zadanie mi jęczeć, że nie przychodzisz - rzuciłem zaraz.

- Ale jestem przewodniczącym i jeśli zechcę, to mogę załatwić, by wyrzucili cię ze szkoły. A teraz słuchaj mnie uważnie - złapałem piłkę i rzuciłem ją gdzieś w bok - Wyjaśnijmy sobie wszystko i skończmy ten cyrk, bo to jest po prostu śmieszne. Zabawiłeś się mną i tyle. Chciałeś mnie dopisać do listy osób, z którymi się przespałeś?

Spojrzałem na niego zły, ten znowu o tym!
- Czemu znów tak mówisz?! Nigdy bym cię tak nie potraktował, zawsze byłeś dla mnie ważny! - warknąłem zły i złapałem go za koszulę. - I jeśli musisz wiedzieć, jedynie z tobą przespałem się w pełni świadomi! Z całą resztą do był przypadek, duże stężenie alkoholu lub słabość psychiczna, ale jeśli mi nie wierzysz, to dalej upieraj się przy swoim! - warknąłem i lekko go odepchnąłem.

- Na pewno! Pewnie kiedy nie byliśmy obok siebie to też chodziłeś na seks, nikt ci przecież nie bronił! "To moja sprawa z kim sypiam" czy nie tak to powiedziałeś?! - znów do oczu napływały mi łzy, chociaż tego nie chciałem - A myślisz, że jak ja się teraz czuję?! Pokochałem cię tak mocno, ale też zostałem zraniony!

Spojrzałem na niego i nie wiedząc już co robić, objąłem go mocno, wtulając twarz w jego ramię. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
- J-jesteś idiotą... - szepnąłem, mocniej go ściskając. - Od kiedy wyznałeś mi uczucia, sypiałem tylko z tobą, a wtedy po prostu nie chciałem ci tego mówić, bo sądziłem, że mnie wyśmiejesz... - szepnąłem cicho.

- C-co się teraz do mnie przytulasz?! - złapałem go za ramiona i spojrzałem w oczy - I kogo nazywasz idiotą?! Gdybyś się inaczej zachowywał, to by tak nigdy nie wyszło! I pewien jesteś, że TYLKO ze mną?!

Patrzałem w jego oczy z uwagą, dalej nie rozumiałem, dlaczego właśnie tak się zachował.
- Oczywiście, że spałem tylko z tobą! - krzyknąłem zaraz. - Przecież mówiłem, że cię kocham, nie rzucam takich słów na wiatr - powiedziałem smutny.

- Oh tak? Jakoś przestałem w to wierzyć... co z tym wszystkim robimy? - otarłem z oczu łzy. Pojęcia nie miałem, co powinienem o tym wszystkim myśleć. Przecież nie miałem namacalnych dowodów o zdradzie...   

Spojrzałem w jego oczy i pocałowałem go znów. Kiedy oderwałem się od niego, popatrzałem na niego smutno.
- England... - szepnąłem cicho. - Nie rozumiem, czemu oskarżasz mnie o zdradę...

- B-bo tak było, nie zaprzeczaj! - powiedziałem trzęsącym się głosem. Zacząłem głośno płakać i schowałem twarz w dłoniach. Nie chciałem, by mnie takiego widział, miałem największą ochotę zniknąć.

- England... - szepnąłem cicho i przytuliłem go do siebie mocno. - Nigdy bym cię nie zdradził, jesteś dla mnie zbyt ważny - szepnąłem, mocniej go tuląc. - I love you, England - szepnąłem i pocałowałem go w głowę.

- I znowu to mówisz. Kiedy często mówisz "I love you" zbyt często, to te słowa tracą na wartości - odwróciłem wzrok - Już sam nie wiem, co o tym myśleć.

Spojrzałem na niego smutny i mocniej przytuliłem.
- Podaj mi jeden powód, dlaczego podejrzewasz mnie o zdradę - szepnąłem, mocno go do siebie tuląc.

- Spałeś z ponad pięcioma osobami, a starych zwyczajów się nie zapomina - teraz już nie odpychałem go ani się nie wyrywałem. Może mówił prawdę? Może faktycznie mnie nie zdradził?

- England... Już mówiłem ci, że to wcale nie było tak - szepnąłem i mocno go przytuliłem. - Żadne z nich nie było dla mnie kimś ważnym i często to były przygody na jedną noc, nic więcej, nawet nie chce znów trafiać z nimi do łóżka - szepnąłem zaraz. Naprawdę chciałem mu udowodnić, że nigdy go nie zdradziłem.

- Tylko tak mówisz! - spuściłem wzrok - Ja też byłem jednym z nich, co nie? I mnie też już pewnie nie chcesz, mam rację? - przygryzłem wargi - Tak właściwie to się mogłem tego spodziewać - głos zaczął mi się trząść, nie wytrzymywałem psychicznie.

- England - powiedziałem i mocno go objąłem, nie zważałem na to, że może mnie odepchnąć, czy uderzyć. - Ty nie byłeś jednym z nich, nigdy nie byłeś - szepnąłem, mocno go do siebie tuląc. - Chcę cię cały czas, chcę abyś był przy mnie... A-ale ty chyba nie potrafisz mi zaufać...

- P-próbuję... - powiedziałem cicho. W sumie nie miałem żadnych namacalnych dowodów na jego zdradę - Ty mi wybaczyłeś, więc ja też powinienem - posłałem mu ciepły uśmiech - America... wiesz, my tak oficjalnie tego nie ustaliliśmy... Chodzimy ze sobą? - spytałem czerwieniąc się lekko.

Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem, tak słodko się rumienił, że mógłbym go wyściskać! Pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w czoło.
- W tej chwili nie - odparłem nieco smutno i odsunąłem się od niego. - Myślę, że powinniśmy odpocząć... Może wtedy naprawdę mi zaufasz, England, a jeśli nie, to Francja chyba nawet cię lubi - powiedziałem, lekko się uśmiechając. On był dla mnie cały czas ważny, ale nie chciałem kolejnej kłótni bez powodu, wolałem jeszcze raz wszystko na spokojnie przemyśleć i jemu też dać na to czas.

- Um, w porządku - złapałem się za ramiona - Skoro tak uważasz, to się zgodzę. Poza tym, zawsze wolałem ciebie od Francji. Jak długo będzie trwała ta nasza przerwa? - spytałem z lekkim smutkiem w głosie. Chyba naprawdę mu uwierzyłem, że mnie nie zdradził. Cieszyłem się z tego, ale wcześniej wydawało mi się to takie realne...

Uśmiechnąłem się lekko i pogłaskałem go po głowie.
- Nie długo, kiedy oboje będziemy pewni, że chcemy znów być bliżej ze sobą - odparłem i pocałowałem go w czoło. - A teraz wybacz, England. Muszę iść biegać kółka za obijanie się na sali gimnastycznej i nieszanowanie sprzętu - tutaj zerknąłem w stronę piłki, którą ten odrzucił na bok. - Porozmawiamy potem - powiedziałem i wybiegłem z sali.

Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo ten już zniknął mi z oczu. Westchnąłem cicho i wyszedłem na korytarz, skierowałem się prosto do mojego gabinetu. Tam spędziłem resztę dnia i wróciłem do domu. W sumie to się cieszę, że podjęliśmy taką decyzję, tak będzie lepiej dla nas obu.

Następnego dnia, już w lepszym humorze przyszedłem do szkoły. Dzisiaj byłem na wszystkich lekcjach, więc Anglia nie miał się do czego przyczepić. Na przerwach między lekcjami rozmawiałem z moimi przyjaciółmi i nieco z nimi żartowałem. Ostatnio nie miałem dla nich zbyt wiele czasu i chyba trochę minęło odkąd ostatnio miałem tak dobry humor.

Dni mijały mi w jak najlepszym porządku, z Ameryką też nie było problemów. Chodzi na zajęcia regularnie, nie opuszcza już lekcji. Cieszę się, że jego zachowanie się poprawiło. Może on jednak wyjdzie na ludzi!
Minęły jakieś dwa miesiące. Kiedy pewnego dnia lekcje się skończyły, podszedłem do Alfreda.
- M-możemy iść razem do domu? - spytałem nieśmiało. Uznałem, iż taki odpoczynek nam wystarczył, czułem się w jego towarzystwie o wiele lepiej.

Zerknąłem na Anglię, który wręcz znikąd pojawił się obok mnie. Lekko się do niego uśmiechnąłem i pożegnałem z Japonią, z którym to właśnie rozmawiałem.
- Of course, England! - powiedziałem z uśmiechem, szczerze to nieco się za nim stęskniłem, w końcu tyle czasu nie spotykaliśmy się.

- N-no to chodźmy - pierwszy wyszedłem z sali, on zaraz za mną - Chcesz gdzieś zajść po drodze? Nie mam żadnych planów na dziś, więc... - zacząłem. Naprawdę chciałem znów zacząć spędzać z nim czas, chyba zacząłem doceniać jego towarzystwo.

- Więc chodźmy do McDonald'a! - krzyknąłem pełen entuzjazmu i wyszczerzyłem się do niego. Zaraz złapałem go za rękę i począłem go ciągnąć. - Na pewno będzie fajnie, mówię ci! - mówiłem z uśmiechem. Naprawdę byłem szczęśliwy, że znów mogłem spędzić z nim nieco czasu.

- No to chodźmy! - uśmiechnąłem się - Na pewno będzie - pozwoliłem mu się poprowadzić. Skoro w ten sposób mogłem go uszczęśliwić, to w porządku - Ja się dalej dziwię, że te hamburgery ci się jeszcze nie przejadły!

Zaśmiałem się cicho, słysząc jego stwierdzenie.
- Przesadzasz, England! Hamburgery nie mogą się przejeść! - znów się zaśmiałem, a po chwili spojrzałem na niego. - Poza tym przez miesiąc nie mogłem ich jeść, bo przegrałem ten głupi zakład - burknąłem cicho. Nim się obejrzeliśmy, byliśmy już na miejscu.         

- Wszystko może się przejeść, nawet ja co jakiś czas wybieram inną herbatę - uśmiechnąłem się pod nosem - To nie moja wina, że przegrałeś, mogłeś się bardziej pilnować.
Weszliśmy do środka i zajęliśmy ten sam stolik co ostatnio.
- Nie bierz dla mnie dużo - westchnąłem cicho - Nie zjem za wiele..

- Powinieneś jeść, England, bo taka chudzina z ciebie - zaśmiałem się i zaraz coś zamówiłem. Kiedy wróciłem, zaraz podałem mu jego porcje i zabrałem się za swoją. - Daffno raffem nie jefflismy - powiedziałem z pełnymi ustami.

- Dzięki temu się nie dusiłeś, gdy się na tobie kładłem - westchnąłem i wziąłem pierwszy kęs i przełknąłem - Masz rację, będziemy teraz częściej wychodzić? - zapytałem z nadzieją, że odpowie twierdząco. Czułem się znacznie lepiej w jego towarzystwie.

- Jeśli będziesz chciał, England - powiedziałem z uśmiechem, kończąc hamburgera. - I jeśli nie wypadnie mi trening, jakiś mecz lub trener nie będzie mieć złego dnia - wymieniłem po chwili i wziąłem kolejnego hamburgera.          

- Będę chciał, jeszcze to kwestionujesz - odpowiedziałem z przekonaniem - Widzę, że całkiem zajęty jesteś przez ten klub. Nie wygodniej było ci zostać u mnie? - uśmiechnąłem się lekko i ponownie ugryzłem bułkę. Jak on dawał radę tak szybko jeść, ja nawet nie zjadłem połowy jednego...

- Nie jeft fle - powiedziałem i przełknąłem to co miałem w ustach. - Już przywykłem do tego, poza tym trener podwyższa moje zachowanie i opinię na mój temat, więc ma to dużo plusów - wyszczerzyłem się i wróciłem do jedzenia. Co jakiś czas popijałem wszystko colą.

- Skoro tak mówisz - wzruszyłem ramionami – Od razu widziałem w tobie sportowca, już jako dzieciak lubiłeś biegać za piłką, więc się zbytnio nie dziwię... Ta, i tylko trener to robi - to ostatnie wymruczałem.

Nasza rozmowa trwała dalej, a w między czasie skończyłem już jeść swoje.
- Ale się najadłem! - zaśmiałem się, lekko przeciągając. - Powinienem napisać Kanadzie, że dzisiaj jem na mieście... - to mruknąłem bardziej do siebie, po czym znów spojrzałem na Arthura z uśmiechem.

- A co, Kanada jest u ciebie? - spytałem z ciekawości - Nie przeszkadza ci taka ilość osób w domu? - wytarłem usta chusteczką. Zjadłem chyba pięć razy mniej niż on, a byłem najedzony na trzy dni.

- Co masz na myśli? Tylko Kanada teraz ze mną mieszka - powiedziałem, dopijając colę. - Japonia wyprowadził się ponad dwa miesiące temu - zauważyłem i wstałem z miejsca. - Chcesz gdzieś jeszcze iść?

- Skąd mogłem wiedzieć, długo u ciebie nie byłem - również wstałem - Nie wiem, jeśli ty chcesz to mogę iść, mówiłem że mam cały wieczór wolny - mimo iż tak powiedziałem, to bardzo chciałem z nim jeszcze pobyć. Tak dawno go nie widziałem...

- O! No to może pójdziemy do tego kina w końcu! Niestety nie grają już żadnych fajnych horrorów, ale może coś znajdziemy do obejrzenia! - powiedziałem pełen entuzjazmu i przeciągnąłem się lekko. - Tylko będę musiał zadzwonić do Kanady, że będę później.

- Jasne, możemy iść! Może to nawet lepiej? - uśmiechnąłem się i złapałem go pod ramię - Musisz mówić Kanadzie o wszystkim, co robisz? Teraz z nim jesteś, czy co? - burknąłem żartem, jednak nie byłem pewien, czy to załapał.

Zaśmiałem się cicho i pogłaskałem go po głowie.
- Oh, po prostu nie chcę, aby czekał na mnie i się martwił, że gdzieś się szlajam - zaśmiałem się i powoli ruszyłem do wyjścia z McDonald'a. - Chociaż, Kanada jest takim słodziakiem, że mógłbym z nim być - dodałem dla żartu, ciekawiła mnie jego reakcja.

- Jeśli wolisz go bardziej ode mnie, to po prostu powiedz - spojrzałem na niego - Nie będę miał nic do ciebie, teraz bądźmy ze sobą szczerzy.
Już nie chciałem kłamstw, wolałem by mi wprost powiedział, że ma kogoś innego.

Zdziwiłem się trochę jego słowami, w końcu wcześniej pewnie by tak nie powiedział. Uśmiechnąłem się jednak po chwili i przysunąłem do niego. Pocałowałem go w policzek i lekko przytuliłem.
- Nie, England - szepnąłem i spojrzałem w jego oczy. - Nie mam nikogo i wolę ciebie - szepnąłem z uśmiechem.

- Nie całuj mnie, jesteśmy w miejscu publicznym, jeszcze ktoś nas zobaczy! - odwróciłem wzrok - Skoro tak mówisz, to się cieszę... Hej, America - złapałem go pod ramię i pociągnąłem, abyśmy wolnym krokiem szli do przodu - Możemy już być razem?

Zaśmiałem się cicho, on naprawdę potrafił być taki słodki! Kiedy zadał pytanie, zerknąłem na niego z uwagą.
- England... - zacząłem niepewnie, nie sądziłem, że tak szybko je zada. - Nie sądzisz, że nieco się śpieszyć? Chcę, abyś był pewny tej decyzji

CDN

Było trochę zamieszania, ale w końcu wygląda na to, że będzie nieco spokojniej :3 (Ta, chciałoby się xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Małe zasady
- Komentować może każdy, nawet użytkownik anonimowy
- Weryfikacja obrazkowa jest wyłączona
- Odpowiadamy na komentarze, jeżeli istnieje taka możliwość (Czasem na krótkie komentarze nie da się odpowiedzieć)
- Jeżeli nie zastosujesz tzn. "chamskiej reklamy", możesz umieścić link do swojego bloga w komentarzu (Chamski spam będzie usuwany)

Haruhi Suzumiya