Pairing: USUK
Gatunek: Romans, shounen-ai
Ograniczenia: K+ (+9)?
Ostrzeżenia: Mogłam odejść od charakterów postaci, za co z góry przepraszam!
„Moje życie jest kłamstwem”
Czasem już nie możemy decydować o naszym życiu, szczególnie kiedy naszą
duszę już ogarnia mrok. Wtedy też nie mogłem o tym zadecydować.
- On ma żyć!
Nieważne jak, ma żyć! – krzyki królowej, jedyna rzecz, która przedostawała się
do mojej świadomości, potem już nie było nic. Nagle nastała pustka, a po niej
ponowna jasność…
Moje życie jest kłamstwem. Już
nawet nie wiem ile wieków żyję w tym przekonaniu. Od wtedy, od tej przegranej
bitwy, od tych słów królowej, już moje życie nigdy nie było prawdą…
- England, może wpadnę do ciebie i
obejrzymy jakiś horror? – znów to samo głupie pytanie pada z ust Ameryki. Czemu
chociaż raz nie może dać mi spokoju?
- Nie, Angleterre dzisiaj idzie ze mną wybrać
jakiś nowy strój, w końcu jego ubrania są już od wieków passé! – te słowa, padające z ust Francji, znam już
chyba na pamięć.
- To może
najpierw idźcie wybrać ubrania, a potem obejrzyjcie horror, ja mam spotkanie z
królową – mój głos jest chyba zbyt twardy… Ale co z tego, teraz nie mam czasy
się nad tym zastanawiać. Biorę tylko moje papiery i zaraz znikam za drzwiami
sali konferencyjnej, muszę stąd jak najszybciej uciec, w końcu nie mogę się
spóźnić.
Skrzypnięcie ciężkich, ogromnych
drzwi, to dźwięk, który od lat towarzyszy mojemu wejściu na herbatkę do
królowej.
- Czekałam
na ciebie, Arthurze – mówi z tym swoim ciepłym uśmiechem i delikatnym głosem.
Ona jest inna, niż jej poprzedniczki.
- Welcome, my queen – odrzekam z delikatnym
ukłonem, po czym zajmuję stałe miejsce naprzeciw niej.
- Wszystko
jest przygotowane, nie krępuj się – mówi z tym swoim poczciwym wyrazem twarzy.
Już bez słowa sięgam po filiżankę, jednak zamiast herbaty, tak jak zawsze
znajduje się w niej mętny, czerwony płyn. Gdyby nie on, moje kłamliwe życie,
nie mogłoby przypominać prawdziwego. Nie wahając się, biorę jego łyk. Doskonale
wiem, że na zębach pozostają czerwone ślady, ale czym to jest, wobec spełniania
woli królowej.
- Nie
znudziło cię już to? – to pytanie jest już stałym elementem tej „herbatki”.
- Nie, muszę
to robić, aby nie stać się zagrożeniem – moja odpowiedź też jest standardowa,
zawsze taka była.
- A może
spróbujesz mojej? – kolejne pytanie, królowa nie jest w tym temacie zbyt
oryginalna.
- Nie jestem
tego godzien, my queen – mówię, dalej
pijąc mętny płyn.
-
Chciałabym, abyś już nie musiał tu przychodzić w takich sprawach…
- I know, my queen – przerywam jej
wypowiedź, po czym dalej kontynuujemy nasz cotygodniowy rytuał. Jak zawsze
niezmienny, dla niej od lat, dla mnie od wieków.
Nie wiem czemu, ale znów czuje
się obcy, wśród tych wszystkich krajów. Niby każdy z nich był kiedyś moim
przyjacielem, teraz… Coś nie bardzo… Wszyscy zdają się być tak daleko, może to
mi się wydaje? Zapewne, jednak ktoś taki jak ja, nie powinien nigdy mieć
przyjaciół…
- England! Obiecałeś, że pójdziesz dziś ze
mną do McDonald’a! – czemu znów jego głos musi wyrywać mnie z moich rozmyślań?
- America, nie możesz myśleć tylko o sobie
– rzucam tylko, wracając myślami na ziemię.
- England! Zawsze tak robisz! – odpowiada
ten, czasem mam dość jego dziecinnego zachowania…
- Niech ci
będzie… - tylko to mogę mu odpowiedzieć. Inna opcja dla niego nie istnieje, w
końcu inaczej nigdy nie da mi spokoju… - To kiedy mamy tam iść? – pytam z
grzeczności, nie mogę przecież być dla niego tylko szorstki.
- Teraz, England! – mówi i nie zważając na nic,
łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę najbliższej knajpki z fast food’ami.
Nawet nie mam zamiaru mu się wyrywać, to nie ma sensu i tak znów złapie moją
dłoń, zawsze to robi, a ja zawsze staram się zrozumieć co chce mi przekazać w
tym geście. Droga jak zwykle nie jest długa, tak więc szybko jesteśmy na
miejscy i tradycyjnie siadamy na naszym
stałym miejscu w rogu, przy samym oknie. Nie wiem czemu, ale w każdej knajpce
do której wejdziemy, to miejsce zawsze jest wolne, jakby na nas czekało.
- Idę coś
zamówić – mówi, jakby był nieco smutny, po czym oddala się ode mnie. Czy to powód do smutku? Chyba powinien być
szczęśliwy, że nie musi tyle siedzieć z takim potworem jak ja… Kiedy wraca do
mnie z pełną tacą jedzenia, uśmiecha się w ten swój dziwnie szczęśliwy sposób,
czasem go nie rozumiem…
- Nie krępuj
się i jedz, England! – powtarza to
chyba z setny raz i jak zawsze przysuwa mi pod nos jakieś świństwo. Chyba do
tego przywykłem, niczym do „herbatki” z królową… Teraz już siedzimy w ciszy, on
jak zwykle jedząc całą stertę hamburgerów, a ja sącząc colę przez słomkę. Nie
lubię jej, zresztą podobnie jest z innymi napojami, nawet z moją ukochaną
herbatą. Odkąd moje życie stało się kłamstwem, nie znam ich smaku. Podobnie z
potrawami, jedyny jaki znam, to należący do mętnego płynu, który tak
znienawidziłem.
- Enffland, czffemu mffie nie sfflufhasz?!
- Słucham
cię, America – odpowiadam zaraz i
przyglądam mu się z uwagą, dzisiaj wydaje się jakoś wyjątkowo szczęśliwy…
Nie wiem, dlaczego idąc ulicą,
nasze dłonie znów są złączone, nie rozumiem, dlaczego znów daje mu się ciągnąć
w nieznane. Jedyne co wiem to to, że dziś wydaje się być bardziej szczęśliwy,
bardziej otwarty, jakby czuł, że zrobi coś ważnego.
- England… Możemy porozmawiać? – nagle
poważnieje, to nie pasuje do niego, jest na to zbyt dziecinny.
- Ale o
czym, America? – pytam z uprzejmości
i z ciekawości, chciałbym odkryć o co mu chodzi. Nagle przystajemy, nawet nie
zauważyłem, aż zaciągnął mnie do jakiegoś parku, jednak nie czas teraz
przyglądać się otoczeniu. Ten w jednej chwili łapie moją drugą dłoń i patrzy w
moje oczy. Chyba zaczynam tonąć w jego błękitnych tęczówkach, one nic się nie
zmieniły od wtedy, kiedy jeszcze moje życie było prawdą.
- I… I love you - szepcze nagle, a ja… Nie
wiem co powiedzieć. Patrzę na niego zaskoczony, teraz staram się zrozumieć to
co powiedział. On jednak korzysta z sytuacji i łączy nasze wargi w pocałunku. W
tej chwili już nie mam czasu na myślenie, odpycham go bez większego problemu.
- C-co ty
robisz?! – krzyczę, nie mogąc racjonalnie myśleć. W tym momencie widzę, jak
cała radość nagle znika z tych pięknych tęczówek, niczym mydlana bańka,
odchodzi w zapomnienie.
- England… - jego głos jest przepełniony
bólem, chyba go zraniłem.
- T-ty… -
zaczynam, dalej starając się przemyśleć wszystko. – N-nie… Ja na ciebie nie
zasługuje… - tylko to przychodzi mi do głowy, jedyne wyjaśnienie, które może
mieć jakiś sens, przynajmniej dla mnie…
- Nie mów
tak, England! – krzyczy i bierze mnie w ramiona, przyciska mocno do swojej piersi, jakby chciał, abym został
tam na zawsze. – Oczywiście, że na mnie zasługujesz! – mówi, nie odsuwając
się nawet o milimetr, jednak teraz też patrzy na mnie tak desperacko…
- A-America… - szepczę cicho, odkąd moje
życie stało się kłamstwem, nie miałem nigdy takich problemów… - J-ja… Jestem
potworem, nie zasługujesz na kogoś takiego…
- Nie jesteś
potworem! – krzyczy ponownie, nawet nie daje mi tego wyjaśnić, w końcu to jego stwierdzenie i musi być prawdą, przecież „Superhero” się nie myli…
- Jestem… -
odpowiadam i patrzę w jego oczy, nie mam innego wyjścia… Moje tęczówki stają
się szkarłatne, a w ustach pojawiają się ostre kły. – Jestem potworem, który
pragnie tylko krwi… Nic innego dla mnie nie jest ważne… - szepczę i dla
udowodnienia oblizuję moje kły. Nie chcę, aby ten zmuszał się do życia z kimś
takim, jak ja. To chyba go zaskoczyło, widzę w jego oczach strach, ale i
niepewność, czyżby się wahał?
- Dam ci
tyle, ile zechcesz – mówi nagle i znów łączysz nasze usta w pocałunku.
Otwieram szerzej oczy, nie wiem, jak mam na to reagować, jednak… Tym razem go
nie odpycham. Zatracam się w tym geście… Jego smak, jeden z niewielu, jaki mogę
poczuć… Jest dla mnie nie do opisania, jednak jest zupełnie inny niż tej breji,
która pozwala mi żyć, chyba… go pokocham… W końcu ten odrywa się od moich ust i
łapie powietrze, tak gwałtownie, tak szybko… Ja nie potrzebuję tego od lat.
- I love you, England – tym razem pewniej
to mówi i tylko przyciąga mnie do siebie. Nie odpowiadam na to, nie widzę
sensu…
Znajome skrzypnięcie drzwi, znów
towarzyszy mojej wizycie u królowej.
- Czekałam
na ciebie, Arthurze – zaczyna, niby jest tak jak zawsze, ale dla mnie jest
inaczej. Czyżby stała się jeszcze weselsza? Nie, to chyba cały świat taki się
stał.
- Welcome, my queen – odpowiadam z lekkim
ukłonem, po czym zajmuję miejsce naprzeciw niej.
- Wszystko
jest przygotowane, nie krępuj się – jak doskonale już znam te słowa, nie wiem,
jak nam to się jeszcze nie znudziło…
-
Podziękuję, my queen – odpowiadam,
nawet nie wiem, że uśmiech cały czas gości na mej twarzy.
- A to
dlaczego, Arthurze? – słyszę jej zaciekawiony głos, naprawdę nie spodziewała
się takiej odpowiedzi, ja chyba jakiś czas temu też nie…
- Znalazłem
inne źródło – szepczę i patrzę w stronę wielkich drzwi. Właśnie teraz pojawia
się w nich mój nowy żywiciel, nikt inny jak Ameryka.
- Welcome – szepcze z ukłonem, chyba
dobrze go tego nauczyłem… Zaraz jest przy moim boku, a jego dłoń najpierw
dotyka mego policzka, po czym ląduje na mym ramieniu. Królowa chyba jest tym zaskoczona,
jeszcze bardziej, niż mą wcześniejszą wypowiedzią. Jednak zaraz na jej twarzy
znów gości poczciwy uśmiech.
- Rozumiem i
gratuluje wam obu. – mówi, biorąc swoją filiżankę herbaty i upija jej łyk. –
Ale Arthurze, wpadnij jeszcze czasem do mnie na herbatkę
-
Oczywiście, my queen.
Czas jest czymś, czego nie da
się zrozumieć, ja też nie mam zamiaru się nad nim rozwodzić. Może dlatego już
nawet nie wiem, ile minęło, odkąd Ameryka ze mną zamieszkał?
- England, nie jesteś głodny? – te słowa
witają mnie prawie co rano, a wraz z nimi Ameryka, który jak zawsze obejmuje
mnie od tyłu i mocno przytula.
- No – odpowiadam krótko, nie odrywając
wzroku od czytanej książki. Tak bardzo chciałem ją skończyć w nocy, bo teraz za
dnia nie mam na to wcale czasu.
- England… - jak zwykle próbuje zwrócić na
siebie uwagę. Niechętnie zamykam książkę i obracam się do niego przodem.
- Yes? – pytam, patrząc w jego oczy, tak
jak zawsze nie mogę się od nich oderwać.
- I love you – szepcze, a ja znów czuje to
ciepło, które ogarnia moje zastygłe serce, teraz pojawia się ono coraz częściej
i częściej.
- I-I love you too… - tylko tyle mogę mu
odpowiedzieć, gdyż nasze usta zaraz znów są połączone w słodkim pocałunku.
Naprawdę kocham jego smak, jego krew i go całego. Chyba... Moje życie znów
stało się prawdą.
Jak dawno nie było opowieści! o.O Niestety ta nie należy do tych najciekawszych... Ogółem ostatnio się rozchorowałam i bardzo ciężko było mi skończyć tą opowieść, dlatego wyszła tak jakoś pokracznie... Mimo to, mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu :)
Nie lubię tego paringu , ale opowiadanie świetne . Masz talent :D
OdpowiedzUsuń