Pairing: EreRi (Eren x Levi)
Gatunek: Romans, shounen-ai
Ograniczenia: K+ (+9)?
Ostrzeżenia: Z góry przepraszam za wszelkie odejścia od charakterów postaci! Są one bardzo trudne, a nie mogłam sobie odmówić napisania czegoś z tą parą.
„Idealny Świat”
Czasem życie sprawia nam większe
niespodzianki, niż byśmy się tego spodziewali. Nieraz są one przyjemne, czasem
zupełnie przykre, a jeszcze kiedy indziej… Wprawiają nas w zagubienie i
zaskoczenie.
- Eren – znam ten głos… - Eren!
Spóźnimy się do szkoły – zaraz po tych słowach ktoś mną potrząsnął. Otworzyłem
zaskoczony oczy i rozejrzałem się dokoła. Byłem w jakimś dziwnym pokoju, a obok
mnie stała Mikasa.
- E… Gdzie
ja jestem? – zapytałem niepewnie i przetarłem oczy. Nie podobało mi się to
miejsce.
- Pośpiesz
się, Eren – odezwała się dziewczyna i wyszła z pokoju. Niepewnie wyszedłem z
łóżka, po czym ubrałem się w jakieś ubranie, które wisiało na drzwiach szafki.
Z czasem zdając się na intuicje, wyszedłem z pokoju i zszedłem po schodach.
Wtedy zobaczyłem coś, co niemal doprowadziło mnie do łez. W kuchni stała mama i
robiła śniadanie, zaś przy stole siedział tata. Nie wierzyłem w to, co widzę,
jednak nie mogłem zbyt długo stać jak kołek.
- Spóźnimy
się, Eren – usłyszałem, po czym w usta został wepchnięty mi tost oraz oberwałem
z jakiejś ciężkiej torby, którą rzuciła mi Mikasa. Nie dała nawet mi
odpowiedzieć, gdyż złapała mnie za nadgarstek i wyciągnęła z domu.
- D-dokąd
idziemy? – zapytałem, kiedy już przewiesiłem torbę przez ramię i wyjąłem tosta
z ust.
- Do szkoły,
jak codziennie – zauważyła ta, nie przestając mnie ciągnąć. Te słowa nieco
zbiły mnie z tropu.
- Szkoły? A
co z armią? – zapytałem, powoli kończąc jeść swojego tosta. W tej chwili
zatrzymaliśmy się na chwilę i dziewczyna poprawiła swój szalik.
- Jaką
armią? – wydawała się nieco zaskoczona. Zaraz przyłożyła mi dłoń do czoła,
jakby chcąc sprawdzić, czy nie mam gorączki. – Dobrze się czujesz?
- T-tak… -
odparłem cicho i uśmiechnąłem się do niej. – Chodźmy dalej! – zarządziłem
zaraz, a ta nieco niepewnie ruszyła ze mną do przodu. Po drodze dotarli do nas
nasi Armin, Jean, Connie… Był z nimi też Marco! Nigdy bym nie pomyślał, że
jeszcze kiedykolwiek zobaczę go na własne oczy! Po drodze dołączyły do nas też
dziewczyny. Wszyscy, których znałem z oddziałów rekrutów, w tej chwili
prowadzili beztroskie, szkolne życie.
Wspólnie przebyta droga wydawała
się być naprawdę krótka, szczegółem było to, że kiedy tylko weszliśmy do sali
lekcyjnej, zadzwonił dzwonek na lekcje. Nim się obejrzałem wszyscy zajęli swoje
miejsca, byłem zmuszony domyślić się, że siedzę w ostatniej ławce przy oknie.
Kiedy tylko przy niej usiadłem, do klasy
wszedł nikt inny jak Levi! Dopiero teraz zrozumiałem, jak to wszystko nie
trzyma się kupy! Kapitan był nauczycielem japońskiego… i to całkiem surowym,
jak dowiedziałem się z wyników mojego ostatniego egzaminu… Tylko nie mam
pojęcia, kiedy niby go pisałem…
Lekcje sunęły jedna za drugą. Na
szczęście między nimi mogłem pogadać ze starymi przyjaciółmi. Kiedy poruszałem
tematy tytanów, patrzeli na mnie, jakbym zwariował… Chyba nigdy wcześniej o
nich nie słyszeli… Więc… w jakim to miejscu się znalazłem? Kiedy minęła
ostatnia lekcja, wszyscy rozeszli się na zajęcia pozalekcyjne. Jakież było moje
zdziwienie, gdy okazało się, że uczęszczam na kółko japońskiego… Dość szybko i
nieco nerwowo wkroczyłem do sali, w której miały odbywać się zajęcia. Właściwie
nie wiem czego się bałem… Może tego, że w tym miejscu moje stosunki i kapitana
są całkowicie inne?
- Dzień
dobry, kapi… proszę pana – przywitałem się niemrawo i zająłem jedno z wolnych
miejsc. Dość szybko się okazało, że tego dnia jestem jedynym uczniem, który
przyszedł na kółko. Możliwe, że przez to, nim dłużej siedziałem na miejscu, tym
bardziej się denerwowałem.
- Eren –
odezwał się ten nagle, a ja wręcz podskoczyłem na krześle. – Chyba się mnie nie
boisz – zadrwił. Tak, z charakteru to mój stary, dobry kapitan.
- Nie, kapi…
proszę pana – odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem. Jakoś ciężko było mi się
od niego powstrzymać, w końcu… w miejscu… a może świecie, z którego pochodzę
między nami było coś więcej.
- Pokaż co
napisałeś – zażądał, odkładając inne papiery na bok. Niemrawo spojrzałem na
kartkę, a potem na niego. Tak naprawdę nic sensownego nie napisałem… Niechętnie
podniosłem się z miejsca i podszedłem do biurka, wręczając mu moją pracę. Ten z
niezwykłą obojętnością sięgnął po nią i zaczął czytać. Nie wiedzieć czemu,
czułem się niczym dziecko, które ma zaraz otrzymać naganę.
- Odszedłeś
od tematu i źle napisałeś to kanji – powiedział nagle, wskazując na jeden z
krzaczków, który napisałem. – Na przyszłość nie pisz fantasy – dodał, oddając
mi pracę, po czym wrócił do sprawdzania jakiś testów innych klas. Stałem przez
chwilę patrząc na niego, aż w końcu wyszedłem z klasy.
Powrót do domu z przyjaciółmi
był niezwykle przyjemny, chyba nigdy wcześniej, nie rozmawiałem z nimi tak
swobodnie. Kiedy już wraz z Mikasą wróciliśmy do domu, przywitała nas moja
mama. Spojrzałem na nią, znów będąc bliskim płaczu. Tutaj ona dalej żyła i
najwidoczniej miała się dobrze… Jak chciałbym jej powiedzieć, że za nią tak
tęskniłem, że brakuje mi jej… Niestety, tutaj była cały czas i pewnie też
pomyślałaby, że jestem chory… Reszta dnia mijała mi tak spokojnie, rozmowy z
rodzicami, z Mikasą… Niczym za starych, dobrych lat. Czyżby to miejsce było
idealne? Nawet jeśli nie, chyba chcę zostać tutaj na zawsze…
Dni mijają tak szybko, już nawet
nie orientuję się, ile czasu jestem tutaj… Jednak jedno jest pewne, w tym
miejscu wszyscy jesteśmy bezpieczni i chyba chcę, aby tak pozostało. No… mimo
iż czasem chciałbym z kimś porozmawiać o tamtym "świecie". Chociaż…
muszę też przyznać, że czuję się samotny, ale mam przecież tylu przyjaciół…
- Eren – ten
głos… dlaczego to on musi sprowadzać mnie na ziemię…
- Tak,
proszę pana? – pytam, podnosząc wzrok znad kartki. Znów nikt inny nie przyszedł
na zajęcia klubowe, szczerze powiedziawszy to się nie dziwię. Levi jako
nauczyciel jest równie surowy, jak ten Levi, którego doskonale znam…
- Skup się –
odpowiada tylko i wraca do poprawiania porozrzucanych kartek na biurku. Z
czasem zaczyna też zbierać jakieś papierki z ziemi i układać kredę równo. Na
sam ten widok nie potrafię się nie uśmiechnąć, w końcu on zawsze lubił
sprzątać, a może po prostu nie lubił bałaganu.
- Już
skończyłem – odezwałem się w końcu i jak to zazwyczaj bywa, odłożyłem kartkę na
jego biurku.
- Zaczekaj –
zażądał, kiedy już miałem wyjść z pomieszczenia. Wiedząc, że w tych słowach
kryje się kolejny rozkaz, podszedłem do biurka i spojrzałem na niego. Chyba
pierwszy raz, odkąd tu jestem, pomyślałem, że chciałbym wpić się w jego usta,
nie zważając na żadne konsekwencje… W ciszy obserwowałem, jak ten czyta moją
kolejną pracę… Szkoda, że sam nie pamiętałem, co w niej zawarłem.
- Nie
rozumiem twojego żartu, aby we wszystkich pracach nazywać mnie
"kapitanem". – rzucił nagle i wcisnął mi w ręce kartkę z dzisiejszą
pracą. W ten sposób chyba chciał zmusić mnie do czytania. Niepewnie zacząłem
sunąć wzrokiem po tekście, myśląc, że z każdym zdaniem zapadnę się pod ziemię.
J-jak ja mogłem napisać takie rzeczy?! D-dobrze, może szybkie streszczenie
walki z tytanem nie jest źle napisane, ale… opisywanie takich rzeczy o mnie i
Levim, było na pewno złym pomysłem na pracę do szkoły.
- Wyjaśnisz
mi to? – znów zażądał, stukając palcami w biurko. Przełknąłem cicho ślinę, nie
mogę się go bać… To tylko pogorszy sprawę.
- T-to
dlatego… - zacząłem, ale zaraz zagryzłem dolną wargę. "Dlatego, że w
"świecie", z którego pochodzę jesteśmy kochankami, a ja za tobą
tęskniłem"? Przecież nie mogę mu tego do diabła powiedzieć! Chociaż…
Nie wiedzieć dlaczego, ale od
tamtej feralnej pracy zdobyłem sobie słuchacza moich opowieści. Nie sądziłem,
że Levi będzie w stanie słuchać tego, co opowiadam o tytanach, o murze Marii, o
armii, o zwiadowcach, o Mikasie i innych przyjaciołach, o mnie i o nim. Chyba
nawet zacząłem myśleć, że ten wierzy we wszystkie moje słowa.
- Więc
mówisz, że jesteś tytanem, tak?
- Tak, a pan
jest liderem oddziału do spraw specjalnych – tłumaczyłem. – Moja moc może pomóc
ludzkości, więc zostałem wcielony do pańskiego oddziału – ciągnąłem dalej. To
musiało brzmieć niezwykle absurdalnie, szczególnie w tym świecie, w którym
wszyscy żyli nadzwyczaj spokojnie. Na dalsze tłumaczenie Levi już nie
odpowiadał, po prostu zajmował się swoją pracą, słuchając tego, co mówię.
Czasem pomagałem mu, przykładowo zdejmując jakieś rzeczy z wysokich półek,
przecież na swój wiek był dość niski. Jednak on zawsze się na to denerwował,
mówiąc, że sobie poradzi.
- Nie chcesz wrócić do domu? –
padło nagle pytanie, które przerwało ciszę między nami. Zaraz po nim odezwał
się piorun, na zewnątrz rozpętała się niezwykła burza.
- Nie
potrafię… - odparłem cicho, w końcu wiedziałem, o który dom chodzi mojemu
nauczycielowi. Widać było, że nie przejął się moimi słowami. To było oczywiste,
przecież tutaj jego pracą jest nauczanie i to na nie poświęca każdą wolną
chwilę… Możliwe, że dlatego jest jednym z najbardziej wychwalanych nauczycieli
w szkole. Sam mogłem tylko obserwować, jak bardzo poświęca na to swój czas.
- W szkole
chyba nikogo nie ma – zauważyłem nagle, robiło się późno, ale on nie miał
zamiaru przeszkadzać. Po prostu zbył moją uwagę… Westchnąłem cicho i zbliżyłem się
do niego, po czym delikatnie go pocałowałem. Odepchnął mnie wręcz natychmiast,
co było oczywiste.
- Wiesz, ile
bakterii jest w ustach?! – warknął na mnie zły. Zaśmiałem się tylko, już raz
próbowałem to zrobić, ale wtedy dostałem też za to, że jestem jego uczniem.
- Proszę… -
szepnąłem, robiąc smutną minę. Chyba zaczynałem za tym tęsknić, za moim Levim i
tym jego unikaniem moich pocałunków.
- Nie, to
obrzydliwe – burknął tamten, wracając do swojej pracy. Westchnąłem cicho, w tym
niczym nie różnił się od mojego Leviego.
- A jeśli nigdy nie wrócę do
domu? – znów rozmawiam z nim w tej głupiej sali. Zaczynam jej całym sercem
nienawidzić, jakby była twórcą moich problemów.
- To
będziesz musiał zabrać się za naukę – rzucił po prostu. Czasem zaczynała mnie
denerwować ta jego szczerość. Zagryzłem dolną wargę i podszedłem do niego.
- Tylko raz
– poprosiłem i nim otrzymałem odpowiedź, wpiłem się w jego usta. Tym razem nie
odtrącił mnie, co niezwykle mnie ucieszyło, bo w końcu miałem kawałek swojego
Leviego. Kiedy tylko odsunąłem się od niego, nagle zacząłem czuć się coraz
słabszy, aż w końcu upadłem.
- Eren – słyszałem jego głos,
jednak kiedy otworzyłem oczy nie byłem w klasie, ba, nie byłem nawet w szkole.
Zaraz podniosłem się do siadu i zacząłem rozglądać, był to mój stary, dobry
pokój w piwnicy zamku, a przede mną stał nikt inny jak Levi, ubrany jedynie w
koszulę i trzymający dwa kubki kawy.
- Jak dobrze
cię widzieć! – krzyknąłem szczęśliwy i mocno go do siebie przyciągnąłem, ten
jednak zaraz uderzył mnie z łokcia, tak chyba na uspokojenie. – Wiesz, miałem
dziwny sen – zaśmiałem się i wziąłem od niego kawę. Nie zważając na zbyt wiele,
pocałowałem go krótko w usta.
- Bakterie –
burknął, znów uderzając mnie łokciem.
- Miło cię
wiedzieć, kapitanie – szepnąłem i przytuliłem go do siebie. W tej chwili nie
chciałem nawet próbować zrozumieć tego snu. Jednak na pewno nie chciałbym tam
wrócić, bo mimo iż tamten świat był idealny, to nie był on mój.
No proszę, dawno nie było też opowieści! W końcu udało mi się przerwać mój zastój (który trwał wręcz od maja, jak zauważyłam o.O) i coś napisać XD Szczerze ostatnio polubiłam tę parę, więc ostatecznie napisałam coś z nimi, chociaż... Chyba ich charaktery niezwykle zjechałam x.X Muszę się jeszcze nauczyć nimi pisać, ale... nie obiecuję kolejnych opowieści z nimi xD Dla spragnionych EreRi proponuję zaglądać na bloga od czasu do czasu, bo czeka na was mała niespodzianka ;)
*.* dopiero co odkrylam tego bloga... Ten blog jest cudowny *.* i w dodatku ten one shot z EreRi. . . Oby bylo tego wiecej :3
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że blog przypadł Ci do gustu ^w^ Co do EreRi, to może jeszcze coś się pojawi, tylko muszę przełamać się przez wredny zastój ;)
UsuńMam nadzieję, że szybko się przełamiesz ^^
Usuń//Sakurishi