Pairing: USUK
Gatunek: Romans, yaoi Ograniczenia: MA (+18)
Ostrzeżenia: Opowieść jest pisana przez dwie osoby! Wypowiedzi mojego gościa - Francoise, będą zaznaczane pogrubionym tekstem. Poza tym z czasem można zauważyć odejście od charakteru postaci, no i oczywiście będą zdarzać się błędy, równie ortograficzne, jak i logiczne. Ten tekst pochodzi z pisania na gg i nie jest betowany.
"Perypetia miłości" cz. VII
Na
chwilę oniemiałem. Nie miałem pojęcia, jak powinienem na to zareagować.
Przecież Ameryka mówił, że między nimi nic poważnego nie było... Nie bardzo
rozumiałem, co się dzieje. Wszystko było już zaniesione i poszliśmy do salonu.
-
Posuń się - mruknąłem do Ameryki i usiadłem obok niego.
Westchnąłem niechętnie i
podniosłem się do siadu.
- Nie dasz człowiekowi poleżeć! -
burknąłem, przeciągając się. Kanada usiadł na fotelu, a swojego misia posadził
na oparciu.
- Smacznego - powiedział z
delikatnym uśmiechem i zaczął jeść.
- Smacznego! - odpowiedziałem
pełen entuzjazmu i zaraz zacząłem zajadać się pysznym obiadem. Co jakiś czas
zerkałem na Anglię.
-
Smacznego - wymruczałem i zabrałem się za jedzenie. Jakoś nie smakowało mi za
bardzo, zacząłem się mocniej zastanawiać nad słowami Kanady. Ukradkiem
spojrzałem na Amerykę, a gdy nasze spojrzenia się spotkały - gwałtownie
odwróciłem wzrok. Może naprawdę coś jest między nim a Kanadą? Ale przecież tak
mocno zaprzeczał, że mnie nie zdradził... sam już tego nie rozumiem.
Kiedy skończyłem jeść, lekko się
przeciągnąłem i oparłem o Anglię.
- To było pyszne~! - powiedziałem
zadowolony i zapominając na chwilę o bracie, przytuliłem się do Brytyjczyka. -
Teraz mam ochotę się zdrzemnąć... - mruknąłem, kładąc głowę na jego kolanach,
postanowiłem uciąć sobie krótką drzemkę. Kanada zerkał w naszą stronę, jakby
był zazdrosny.
-
No to se śpij, ale ja pójdę do domu - położyłem talerz na stole i wstałem, a
Amerykę ułożyłem na Kanapie. Po tym co mi powiedział Kanada... Jakoś nie czułem
się komfortowo. Poszedłem do korytarza i zacząłem nakładać buty.
Burknąłem coś niechętnie i
wtuliłem się w poduszkę, ten znowu uciekał... Mimo to, niezbyt dużo czasu
zajęło mi zaśnięcie. Kanada cicho wstał z fotela i biorąc swojego misia, udał
się na korytarz.
- Jeśli uciekasz, pozwalasz mi z
nim robić co chcę - szepnął nagle i przytulił misia. - Jednak moje szanse są
małe, w końcu cały czas myśli o tobie - dodał zaraz.
-
O co ci znowu chodzi? - spojrzałem na niego groźnie - To nie dziwne, że myśli o
mnie, skoro jesteśmy razem! Czego ty od niego chcesz? - skrzyżowałem ramiona.
Naprawdę go nie rozumiałem, zawsze taki cichy, a teraz robi takie numery...
Mocniej przytulił swojego misia,
który chyba nie za bardzo miał ochotę się budzić.
- England - zaczął, patrząc na
niego z uwagą. - Obudzisz Amerykę - szepnął, przykładając palec do ust. -
Prawda jest taka, że kocham mojego brata, ale nie jest to braterska miłość -
szepnął nagle. - Mam zamiar o niego walczyć
-
Jaja sobie ze mnie robisz? - prychnąłem śmiechem - Radzę znaleźć sobie kogoś
innego, bo teraz America jest z e m n ą - powiedziałem dobitnie. Co,
gówniarzeria próbuje postawić na swoim? Niedoczekanie moje!
- Może tak jest w tej chwili -
szepnął cicho i uśmiechnął się pod nosem. - Zapewne znów go zdradzisz, a ten
się załamie, wtedy ja będę przy nim, tak jak po tym, gdy postanowiliście zrobić
sobie przerwę - szepnął, uśmiechając się lekko, jakby był doskonale pewny
swoich słów i zwycięstwa.
-
Nie zdradzę go! Zdarzyło mi się jeden raz i więcej nie mam zamiaru popełnić
tego samego błędu! - powiedziałem z przekonaniem, mimo że wiedziałem, że nie
jest to dokładna prawda - Nie oddam ci go - złapałem go za koszulę prawą
dłonią.
Spojrzał w jego oczy ze stoickim
spokojem.
- Jeszcze się okaże, England -
szepnął ze spokojem, a jego misiek się obudził. Tradycyjnie zapytał się, kim
jest jego właściciel, na co Kanada odpowiedział mu tak jak zawsze. Po chwili
znów zerknął na Brytyjczyka. - Może Ameryka teraz cię kocha, ale wyrządziłeś mu
dużo krzywd, zobaczymy, czy uda ci się go utrzymać.
-
Nigdy już tego nie zrobię! I mi się uda, masz moje słowo - puściłem go i
pchnąłem go o ścianę - On też mnie kocha, nie masz najmniejszych szans! -
rzuciłem na odchodne i wyszedłem z mieszkania. Na ulicy trochę ochłonąłem i
zacząłem się nad tym wszystkim głębiej zastanawiać.
Kanada stał przez chwilę w tym
samym miejscu, w końcu jednak wrócił do salonu i widząc, że dalej smacznie
śpię, pogłaskał mnie po głowie. Po czym zabrał się za sprzątanie po obiedzie.
Obudziłem się dopiero wieczorem, będąc nieco obolały.
- Nie powinienem spać na kanapie!
- burknąłem przeciągając się lekko. Jakiś czas potem usiadłem z Kanadą na
kanapie i razem obejrzeliśmy jakiś horror, przez to, że był przerażający, nieco
się w niego powtulałem, jednak Anglia nie miął o co być zazdrosny, w końcu
Kanada jest tylko moim bratem.
Energicznym
krokiem ruszyłem do domu. Co ten Kanada sobie myśli?! Przecież mocno
postanowiłem, że więcej zdrad nie będzie! Jeden raz mi się zdarzyło i tyle! I
on myśli, że tak po prostu oddam mu Amerykę! Pfff, jeszcze czego! Nigdy!
Następnego dnia był już niestety
poniedziałek i dość niechętnie wstałem do szkoły. W dzisiejszej drodze do niej
towarzyszył mi mój brat, który z delikatnym uśmiechem słuchał mojej paplaniny.
Nawet nie zauważyłem, kiedy przy przechodzeniu przez ulicę, złapał się
materiału mojej marynarki i szedł już tak ze mną aż do samej szkoły.
Kiedy
wchodziłem przez bramę, kątem oka spojrzałem jak Ameryka i Kanada idą razem
obok siebie. Miałem zamiar podejść i im coś powiedzieć, ale nie chciałem
wszczynać burdy już z samego ranka. Wzruszyłem po prostu ramionami i wszedłem
do budynku.
Po dzisiejszych lekcjach odwołano
mój trening, a jako iż nie miałem co robić, udałem się do gabinetu
przewodniczącego.
Wszedłem do niego bez pukania.
- Hej, England! - powiedziałem z
uśmiechem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Kanada dzisiaj miał zajęcia kółka
fotograficznego,
więc też nie miałem się do domu co śpieszyć.
-
Oh, cześć - wychyliłem głowę znad sterty segregatorów, książek i innych rzeczy,
które walały mi się na biurko - Potrzebujesz czegoś? - spytałem krótko i
wróciłem do pracy.
- Nie, nudzi mi się trochę, a
Kanada ma dziś zajęcia, więc postanowiłem po siedzieć u ciebie, jakoś nie chce
mi się dzisiaj nic gotować, a skoro mój trening odwołali, to trener tylko
czeka, aż przekroczę prób McDonald'a i będzie mógł dać mi w łeb - zaśmiałem się
i usiadłem naprzeciw niego. - Pomóc ci w czymś? - zapytałem widząc, ile rzeczy
wala się na jego biurku.
-
Nie trzeba - zacząłem wpisywać dane do jakiejś tabelki - Równie dobrze możesz
iść do domu, posiedzę tu jeszcze - spojrzałem na zegarek - Długo mieszkasz z
Kanadą? - spytałem po chwili milczenia.
- Jak pójdę, to będzie wypadało,
abym ja coś ugotował, a jakoś mam dość lasagne - zaśmiałem się zaraz i lekko
przeciągnąłem. Zdziwiło mnie jego pytanie, w końcu jakoś go to nie obchodziło.
- Wprowadził się jakoś dwa tygodnie po wyprowadzce Japonii, czyli prawie dwa
miesiące, czemu pytasz?
-
Ja ci raczej nic nie ugotuję - westchnąłem cicho - Bez powodu - powiedziałem
takim tonem, jakby mnie to wcale nie obchodziło, ale wcale mi to nie wyszło. A
przecież nie mogę mu powiedzieć o tym, co Kanada wczoraj wygadywał...
Zerknąłem na niego z uwagą.
- Coś się stało? W końcu
wcześniej nie pytałeś ile z nim mieszkam - powiedziałem ze spokojem. Nagle
odezwało się pukanie do drzwi, a do gabinetu wszedł Kanada.
- P-przepraszam - powiedział
niepewnie, ściskając misia w rękach. - Nauczyciel prowadzący kazał przekazać tobie
Anglio zdjęcia do gazetki - powiedział i podszedł do biurka, kładąc na nim
zdjęcia. Po chwili spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. - Co chciałbyś na
obiad, Ameryko?
- Mi to obojętne - odparłem z
uśmiechem i zerknąłem na Anglię.
-
Dzięki - wziąłem zdjęcia do rąk i je przejrzałem - Będę musiał się przejść do
Francji, w końcu on zajmuje się takimi rzeczami, a sam dupy nie raczy ruszyć -
położyłem fotografie do szuflady i powróciłem do pracy - Jak chcecie, to
możecie już iść.
Kanada spojrzał na Anglię i lekko
się uśmiechnął.
- Muszę jeszcze wrócić do
nauczyciela, do widzenia - powiedział i opuścił gabinet, zaraz zamykając za
sobą drzwi. Sam lekko się przeciągnąłem i coś cicho mruknąłem.
- Nie wiedziałem, że to Francja
zajmuję się gazetką, powinienem się bardziej interesować!
-
Francja zazwyczaj wszystko o wszystkim wie, więc to jego do tego przydzieliłem
- przez chwilę jeszcze patrzyłem się w drzwi, przez które wyszedł Kanada - Hej,
America... Chcę cię o coś zapytać, chociaż będzie to chyba raczej propozycja...
- No, tu akurat masz rację -
zaśmiałem się cicho i spojrzałem na niego z uwagą, zastanawiała mnie ta jego
propozycja. - Więc cóż to za propozycja? Bo aż jestem ciekaw - zaśmiałem się i
parłem się łokciami o jego biurko.
-
Chciałbyś się do mnie wprowadzić? - spytałem bez przelewek - Jeśli chcesz, to
możesz odmówić, nie będę zły - zapewniłem go. W ten sposób będę jeszcze bliżej
niego i nie dopuszczę do niego Kanady, uznałem to za dobre rozwiązanie.
Byłem zaskoczony jego
propozycją,, nie sądziłem, że coś takiego kiedykolwiek mi zaproponuje.
- England... - zacząłem niepewnie
i westchnąłem ciężko. - Myślę, że to trochę za szybko, abyśmy razem
mieszkali... - szepnąłem niepewnie i wychyliłem się przez biurko. - Nie bądź na
mnie zły, ale chcę z tym jeszcze trochę poczekać. Tak oboje będziemy mieli
wciąż tą własną wolność - powiedziałem i pocałowałem go w usta
-
Um, jasne - przygryzłem wargę. Cholera, wiedziałem, że tak będzie - Przecież
mówiłem, że nie będę zły, nie mam zamiaru cię zmuszać - chociaż teraz miałbym
wielką ochotę to zrobić - Kiedy uznasz któryś moment za odpowiedni to powiedz.
- Oczywiście, England, masz wtedy
jak w banku, że ci powiem, a jak zapomnę, to najwyżej z torbą będę czekać pod
twoimi drzwiami - zaśmiałem się cicho i znów go pocałowałem. - Lubię cię
całować - przyznałem zaraz, jednak zanim po raz kolejny ponowiłem pocałunek,
rozległo się pukanie do drzwi, a w nich pojawił się Kanada. - America, nie masz
już dodatkowych zajęć, prawda? To może pójdziemy razem do sklepy? - zaproponował.
- Oh, ok - powiedziałem, wstając
z krzesła, po czym pocałowałem Anglię w czoło. - Do jutra - powiedziałem z
ciepłym uśmiechem i wyszedłem z gabinetu. Kanada jeszcze spojrzał triumfalnie w
kierunku Anglii.
- On jest mój - szepnął z nutką
złośliwości i wyszedł za mną.
Kiedy
odeszli już wystarczająco od mojego gabinetu, uderzyłem pięścią w biurko. Nie
oddam mu Ameryki tak łatwo, nigdy! Niech się nie uważa za niewiadomo kogo!
Kiedy się już uspokoiłem, wróciłem do pracy. Potem Francja zaprosił mnie na wieczór
do baru, a że nie miałem żadnych planów - zgodziłem się.
Tego wieczoru siedziałem w kuchni
razem z Kanadą i piekłem z nim pyszne ciasteczka z kawałkami czekolady, a
bynajmniej on uczył mnie, jak je upiec.
- I teraz wstawiamy do
piekarnika, na 20 minut i gotowe - powiedział, zamykając drzwiczki piekarnika.
- Ok, to jest banalne! -
powiedziałem zadowolony i przeciągnąłem się lekko. W przerwie poszliśmy do
salonu, gdzie pograliśmy w jakąś grę, a po wyjęciu ciasteczek z piekarnika,
poszliśmy oglądać film. Niestety gdzieś w połowie zasnąłem na nim i zupełnie
nieświadomie osunąłem się na kolana brata, na których sobie spokojnie
drzemałem.
Brakowało
mi czegoś, gdy rano nie było Ameryki przy mnie. Nie wiem, odczuwałem taką
jakąś... pustkę. Do szkoły poszedłem w nienajlepszym humorze, miałem ochotę do
wszystkich warczeć i powpisywać im nagany. - Proszę prosze, Pan Przewodniczący
coś nie w sosie! - obok mnie pojawił się Francja. - Nie twoja sprawa -
wymruczałem. On i tak mi nic nie pomoże... chociaż....
Dzisiaj do szkoły dotarłem w
podobny sposób jak wczoraj, razem z Kanadą, który to większość drogi trzymał
mnie za skrawek materiału mojej marynarki. W nocy nie za dobrze się wyspałem,
ale jako iż Kanada został przy mnie dość długo, kark nie bolał mnie aż tak mocno.
Zaraz udaliśmy się w stronę sal lekcyjnych, jednak jeszcze przed nimi
postanowiłem odwiedzić Arthur'a, w końcu brakowało mi go od wczoraj! Zaraz
ruszyłem w stronę pokoju przewodniczącego i bez pukania wszedłem.
- Superhero przybywa! - zaśmiałem
się zaraz.
-Oh,
America! Co tu robisz tak wcześnie? - spytałem lekko zdziwiony. Siedziałem na
swoim fotelu, a na biurku siedział Francja, po tej samej stronie co ja. Właśnie
byliśmy w trakcie jednej z ważnych rozmów samorządu, więc wizyta Ameryki nie za
bardzo mi odpowiadała.
Spojrzałem na nich i lekko się
uśmiechnąłem, w końcu tym razem nic złego się nie działo, co dowodziło, że
mogłem mu zaufać.
- Cześć Francji - przywitałem się
i spojrzałem na Anglię. - Przydreptałem się trochę za wcześnie, więc
postanowiłem wpaść i poczęstować cię ciastkami - powiedziałem i pokazałem mu
torebkę pełną ciastek.
Francuz
uśmiechnął się i uniósł dłoń w geście powitalnym.
-
On mi zawsze przygotowuje te rzeczy - wskazałem na długowłosego i sam ugryzłem
jedno ciacho- Nie dziwię się, że ci smakują.
-
Angleterre, w kiedyś musisz mi podać ten twój bezbłędny przepis na węgiel -
zaśmiał się Francis.
Zaśmiałem się zaraz.
- Masz rację Francjo, England ma
na to świetny przepis - powiedziałem i przeciągnąłem się lekko. - Ogółem pewnie
też by mi takie wyszły, ale Kanada mi pomagał, więc może wyszły chodź trochę
podobnie do twoich, Francjo - dodałem zaraz i spojrzałem na nich. - Jednak
wyglądacie na zajętych, wpadnę po treningu England, pa! - powiedziałem i
wybiegłem z pokoju gospodarza, zaraz popędziłem do klasy, gdzie przed lekcją porozmawiałem
jeszcze z Kanadą.
Przygryzłem
wargi. Ciągle tylko Kanada i Kanada, powoli zaczynało mnie to denerwować.
Musiałem coś z tym zrobić, inaczej naprawdę stracę Amerykę. Ale co ja mogłem
zrobić? Nic dobrego nie przychodziło mi do głowy. Jednego jestem pewien: Nie
oddam nikomu osoby, której kocham, szczególnie po tym co przeszliśmy!
Po zajęciach miałem trening
koszykówki, dzisiaj akurat kółko fotograficzne miało za zadanie uchwycić nas w
ruchy podczas zajęć, przez co musieliśmy współpracować. Przy okazji spędziłem
trochę czasu z Kanadą, który chyba głównie skupił się na robieniu mi zdjęć. Po
zajęciach, nieco zmęczony udałem się do gabinetu Anglii. Wszedłem do niego bez
pukania, po czym bez słowa rozsiadłem się na krześle.
- Zmęczony...
-
Nie zachowuj się tak, jakbyś był u siebie - spojrzałem na niego karcąco -
Rozumiem, że się zmęczyłeś, ale przynajmniej mógłbyś się trochę opanować -
pokręciłem lekko głową - Właściwie to nie powinieneś iść do domu, skoro się tak
zmęczyłeś?
Niemrawo podniosłem głowę i
uśmiechnąłem się lekko.
- Chciałem cię znów zobaczyć -
powiedziałem z uśmiechem, po czym położyłem się na jego biurku. - O ile trening
można przeżyć, to jeszcze dzisiaj kółko fotograficzne miało u nas swoje zajęcia
i co chwila trzeba było powtarzać to samo, bo coś źle komuś wyszło... -
burknąłem nieco niezadowolony.
-
Naprawdę musisz mi o tym opowiadać? - warknąłem niezadowolony. Naprawdę mało
mnie interesuje jego wspólny czas spędzony z Kanadą. Miałem szczerą ochotę
pójść do gnojka i mu naopowiadać, co o tym myślę. I tak, na pewno to zrobię!
Zerknąłem na niego niemrawo.
- England... Jakiś dziś nie w
sosie... - westchnąłem i zwlekłem się z krzesła. Wychyliłem się przez biurko i
złożyłem pocałunek na jego ustach. - Tęskniłem za tobą, wiesz? - szepnąłem z
lekkim uśmiechem.
-
Tak? To dobrze, cieszę się - nawet na niego nie spojrzałem. I co on się dziwi,
że nie mam dzisiaj humoru? On naprawdę nie zauważa, co Kanada próbuje zrobić?
Chwila, a może już coś między nim się stało i teraz sobie ze mnie żartuje. To
możliwe, ale mało prawdopodobne...
Westchnąłem cicho.
- England - burknąłem i
pogłaskałem go po policzku. - Czemu znów jesteś na mnie zły? - zapytałem nieco
smutny, w końcu nie widziałem żadnego powodu, aby tak reagował. Nagle
rozbrzmiało pukanie do drzwi, a przez nie wszedł Kanada trzymając aparat.
- America, trener prosił żebyś do
niego poszedł... - powiedział i pogładził się po głowie. - Niestety pomylił
mnie z tobą i dostałem z piłki... - jęknął zaraz. Westchnąłem cicho i wstałem z
miejsca.
- Potem pogadamy, Arthur -
powiedziałem i podszedłem do brata. Pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w
miejsce zrobionej krzywdy. - Przestanie boleć - dodałem i wybiegłem z gabinetu,
mój brat jednak w nim został.
Spojrzałem
groźnie na Kanadę i wstałem z fotela zaciskając pięści.
-
Ty gnojku... - podszedłem do niego bliżej - Co ty sobie myślisz, co? Zaraz
sprawię, że nie przestanie cię boleć przez następne pół roku - coraz bardziej
się nakręcałem.
Kanada spojrzał na niego i lekko
się uśmiechnął.
- England, przecież nic nie
zrobiłem - powiedział ze spokojem, lekko zaciskając dłoń na aparacie. -
Mówiłem, że tak łatwo ci go nie oddam - dodał zaraz i uniósł aparat. Zaraz
obrócił ekranik, pokazując chłopakowi zdjęcie Ameryki z podwiniętą koszulką
podczas skoku. Przez te wszystkie treningi zrobił mu się kaloryfer. - Ja jestem
tylko biednym braciszkiem, który należy do kółka fotograficznego.
-
Skończ już z tymi bredniami - przyparłem go do ściany i już miałem wielką
ochotę go uderzyć, ale jeszcze się powstrzymywałem - Może Ameryka cię kocha,
ale nie w ten sposób co ty, więc sobie odpuść - spróbowałem po dobroci.
Odsunął twarz, jakby był gotowy
na to, że ten go uderzy. Kiedy jednak to nie nastąpiło, znów spojrzał na
Brytyjczyka.
- Może nie teraz - szepnął ze
spokojem i uśmiechnął się z nutką złośliwości. - Wystarczy pokazać mu, że
zależy mi na nim, a jeśli ty nie wytrzymasz, wtedy bez problemu będzie mój -
szepnął zaraz. - W końcu już wylądowaliśmy w łóżku razem - dodał zaraz, jakby
chciał mocniej zdenerwować Anglika.
-
Ja nie wytrzymam? - prychnąłem śmiechem - Oczywiście, że wytrzymam. A co do
tego, że kiedyś się przespaliście - nie obchodzi mnie to. To było kiedyś, a
liczy się to, co jest teraz. Ja ci też to powiedziałem: Ameryka jest tylko mój
i nikomu go nie oddam, zapamiętaj to dobrze.
Uśmiechnął się spokojnie i
przechylił głowę na bok.
- Skoro tak twierdzisz... -
zaczął, a na jego ustach zakwitł złośliwy uśmieszek. - Więc widzę, że przyjąłeś
wyzwanie. Tak więc co? Wszystkie chwyty dozwolone? - zapytał i wyprostował się
zaraz. - Nie myśl, że zamierzam przegrać, w końcu tu chodzi o Amerykę
-
Wszystkie chwyty dozwolone, mówisz? - zaśmiałem się - Stoi - uderzyłem go z
pięści w twarz. Z jego nosa polała się krew oraz jego okulary spadły na ziemię,
więc przydeptałem je butem - Zdajesz sobie sprawę z tego co robisz? - posłałem
mu jeszcze bardziej złośliwy uśmiech, niż on posłał mi.
Otarł cieknącą z nosa krew.
- Zdaję - powiedział zaraz,
jednak nie oddał Anglii, miał inny plan. - Dziękuję, teraz mam powód, aby
Ameryka bardziej się mną zainteresował - szepnął, znów ociekając cieknącą krew.
Odepchnął od siebie Arthura i właśnie miał wyjść, kiedy do pokoju wpadł
Ameryka.
- Kanada, co ci się stało?! -
zapytałem przerażony i pochyliłem się nad nim, po czym zerknąłem zaskoczony na
Arthura.
- N-nic... Jestem takim fajtłapą,
że potknąłem się i upadłem na ziemię... - szepnął, a w jego oczach pojawiły się
łzy.
Skrzyżowałem
ramiona na piersi i spojrzałem na nich z politowaniem.
-
Żałosne - zamknąłem oczy i pokręciłem głową. Naprawdę nie było go stać na nic
więcej? Miałem ochotę podejść i dać mu jeszcze dokładkę, ale nie chciałem psuć
swojego wizerunku w oczach Ameryki.
Westchnąłem cicho i pocałowałem
go w głowę.
- Może pójdziemy do pielęgniarki?
- zaproponowałem zaraz. Ten spojrzał na mnie wielkimi oczami.
- N-nie trzeba... Nie chcę cię
zmuszać do spędzania całego dnia ze mną... - szepnął nieśmiało i zerknął w
stronę Anglii. Jednak spojrzenie, które mu posłał, było raczej wyzywające i pełne
triumfu, jakby był pewny tego, że wygra.
-
Pielęgniarki nie ma - przypomniałem - Jakąś godzinę temu wyjechała na
szkolenie, więc raczej nie macie gdzie iść - wzruszyłem ramionami. Ja się
jeszcze z Kanadą policzę, niech nie myśli, że puszczę mu to płazem!
- Rozumiem... - szepnąłem cicho i
spojrzałem na brata. - Może pójdziesz do łazienki? Zaraz cię dogonię -
powiedziałem z troską. Ten jakby nieco niechętnie odsunął się ode mnie.
- D-dobrze... - szepnął i ruszył
do wyjścia.
- Zaraz przyjdę do ciebie i pójdziemy
do domu, obejrzymy coś razem - powiedziałem na pocieszenie, a kiedy ten
wyszedł, spojrzałem na Anglię. - Wybacz mi za niego... - powiedziałem i
podszedłem do Brytyjczyka. - Wybacz też, że muszę już uciekać... Ale jutro na
pewno będę mógł spędzić z tobą więcej czasu - szepnąłem i pocałowałem go w
usta.
-
Nie masz mi nic do powiedzenia? - wytarłem usta o rękaw marynarki - Nie za dużo
czasu spędzasz z Kanadą? - posłałem mu poważne spojrzenie. To wszystko coraz
bardziej mnie denerwowało, miałem ochotę jak najszybciej to zakończyć.
Spojrzałem na niego i westchnąłem
cicho. Zaraz mocno go przytuliłem do siebie.
- Może masz rację... - szepnąłem
i spojrzałem mu w oczy. - Co powiesz na to, abym jutro spędził cały dzień tylko
z tobą? - zaproponowałem. Nie chciałem go zaniedbywać, tym bardziej, że chyba
znów był zły...
-
No dobrze - stanąłem na palcach i pocałowałem go w usta. Zawsze to lepsze niż
nic, jeden dzień z Kanadą mniej. Po chwili wsunąłem swoje ręce pod jego i
objąłem go mocno, przykładając głowę bokiem do jego klatki piersiowej.
-
Hej, Al - spytałem lekko zmartwiony - Nie zostawisz mnie, prawda?
Zaskoczyło mnie to pytanie.
- Oczywiście, że nie, w końcu za
mocno cię kocham - szepnąłem mu do ucha i mocno go do siebie przytuliłem.
Cieszyło mnie to, że zgodził się chociaż na to, w końcu może nie będzie na mnie
taki zły. Po chwili pocałowałem go w głowę, gładząc lekko po plecach.
-
A pewien jesteś? Tak na sto procent? - nie rozluźniałem uścisku. Nie chciałem
go puszczać, nie w tej chwili. Wolałem mieć całkowitą pewność co do jego uczuć,
chociaż miałem świadomość, że nie musi mówić mi całkowitej prawdy.
- Nawet i na dwieście, England -
szepnąłem z ciepłym uśmiechem. Nie rozumiałem, dlaczego nagle tak się tym
zaczął niepokoić, jednak mimo to, chciałem go tylko zapewniać o tym, że będę
przy nim. Pogłaskałem go po plecach i mocniej przytuliłem. W tej chwili miałem
nadzieję, że Kanada tak szybko nie wróci.
-
Naprawdę? W takim razie jestem spokojniejszy - westchnąłem z ulgą. Czyli
wystarczy po prostu dokopać porządnie dla Kanady i będzie spokój. Francja i
jego koledzy powinni mi pomóc, więc nie miałem się o co martwić - O której
jutro mam przyjść?
Pogłaskałem go po głowie i
pocałowałem w czoło.
- Możesz przyjść o dziewiątej
rano, jeśli chcesz to też później. Ja postaram się na tą dziewiątą wyrobić -
zaśmiałem się zaraz i spojrzałem na niego. - Może masz specjalne życzenia,
gdzie chcesz pójść? Poza barem!
-
A czemu poza barem? - spojrzałem na niego z żalem w głosie - A potem może byyć?
Proszę - zrobiłem proszącą minę - Wcześniej możemy iść tam, gdzie ty chcesz,
nie mam nic przeciwko - uśmiechnąłem się.
Przewróciłem oczami.
- Bo znowu się upijesz i tyle z
ciebie będzie, od to - zaśmiałem się i pocałowałem go w policzek. - No
jednak... Jeśli będziesz grzeczny to możemy pójść, jednak ja za dużo nie piję,
może i mam mocną głowę, ale nie mam zamiaru przesadzać - zaśmiałem się cicho.
-
Co masz na myśli przez "bycie grzecznym"? - stanąłem na palcach, by
mieć twarz na jego wysokości - Ostatnio jak się upiłeś byłeś boski -
wyszeptałem mu do ucha, lekko się uśmiechając. Co będę to ukrywał, przecież to
prawda.
Uśmiechnąłem się lekko i
przyciągnąłem go do siebie.
- Oh, więc aż tak bardzo podobało
ci się w korytarzu? - zaśmiałem się i spojrzałem w jego oczy. - Chyba następnym
razem zaciągnę cię na stół kuchenny - zachichotałem i wpiłem się w jego usta,
dość namiętnie. Po chwili jednak usłyszałem ciche chrząknięcie, przez co
oderwałem się od jego ust.
- Oh, to ty Kanada - powiedziałem
nieco niepewny i puściłem Arthura.
- M-możemy iść? - zapytał
nieśmiało, a ja lekko się uśmiechnąłem.
- Pa England, do jutra! -
rzuciłem i podszedłem do brata, widząc, że ten nie ma okularów, westchnąłem
cicho i zaproponowałem, aby szedł ze mną pod ramię, bo jeszcze biedaczek w coś
uderzy. Ten z lekkim uśmiechem, objął moje ramię i tak wyszliśmy z gabinetu
Anglii.
Uśmiechnąłem
się pod nosem. I co, że idą pod ramię? Teraz to ja osiągnąłem małe zwycięstwo,
z czego byłem niezmiernie dumny. W lepszym humorze usiadłem za biurkiem i
dokończyłem resztkę swoich zadań. Kiedy wyszedłem ze szkoły, czekał na mnie
jeszcze Francja, który zaprosił mnie do siebie. A ja się zgodziłem, bo czemu
nie?
Ten wieczór znów spędziłem z
Kanadą, dzisiaj jednak nie gotowaliśmy, a graliśmy w jakąś grę. Na szczęście ten
miał zapasowe okulary, więc potłuczenie tamtych nie było większym problemem.
Wieczorem, kiedy oglądaliśmy film, rozpętała się niezła burza, przez to przy
kolejnych grzmotach, ten wtulał się w mnie. Z lekkim uśmiechem, obejmowałem go
i uspokajałem, nie chciałem aby się bał.
Rano
wstałem odpowiednio wcześnie (co było trudne po całonocnej popijawie) i
przygotowałem się do wyjścia. W odpowiednim momencie wyszedłem z domu, około
dziewiątej zadzwoniłem do drzwi Ameryki. Przez chwilę nikt mi nie otwierał,
więc zaniepokoiłem się nieco.
-
America? - zawołałem i pchnąłem drzwi, które jakimś cudem były otwarte.
Drzemałem na kanapie,
przygotowałem się już wcześniej, ale postanowiłem zrobić sobie drzemkę do tej
nieszczęsnej dziewiątej, jednak coś nie wyszło. Kanada siedział na ziemi i
przyglądał się mojej twarzy z uwagą.
- Śpij... - szepnął i pocałował
mnie w czoło. Po chwili przysunął się z zamiarem pocałowania mnie, jednak
dzwonek do drzwi trochę go spłoszył. Mimo to nie zrezygnował i ponowił próbę,
tym razem zatrzymał go dźwięk otwieranych drzwi, a był już tak blisko.
Niechętnie podniósł się z ziemi i ruszył na korytarz.
- To ty, England.
-
Widzę, że jesteście zajęci - oparłem ręce na biodrach - America, wstawaj, sam
zaproponowałeś godzinę, więc nie śpij - podszedłem do niego i pociągnąłem za
rękę - Możemy iść? - spytałem patrząc lekko nerwowo na Kanadę.
Mruknąłem coś cicho i otworzyłem
oczy.
- Oh, England, już jesteś -
szepnąłem, ziewając przy tym i lekko się przeciągnąłem. Wstałem z kanapy i
przytuliłem Brytyjczyka. - Jak dla mnie możemy - powiedziałem i ścisnąłem jego
dłoń. - Pa Kanada! - odrzekłem, kiedy wchodziliśmy, na pożegnanie pogłaskałem
go jeszcze po głowie, a potem całą swoją uwagę przelałem na Arthura.
-
Hej Al - kiedy wyszliśmy na ulicę złapałem go za dłoń - Dlaczego nie
przeszkadza ci mieszkanie z Kanadą, a ze mną tak? - zamachałem naszymi rękami w
przód i w tył. Naprawdę chciałem być bliżej niego, chodź chyba znałem jego
odpowiedź.
Uśmiechnąłem się lekko i mocniej
ścisnąłem jego dłoń.
- Cóż, Kanada jest moim bratem -
powiedziałem wprost. - Ja po prostu... Nie chcę nas tak bardzo ograniczać.
Wiem, że na pewno masz dużo pracy i chcesz czasem też wyjść z kimś, jakbym z
tobą mieszkał, to pewnie oboje czulibyśmy się ograniczani - wyjaśniłem
spokojnie.
-
Ja bym się nie czuł ograniczany - potrząsnąłem głową - Ale rozumiem cię, skoro
nie chcesz, to nie. Tylko powiedz mi co Kanada robił tak blisko twojej twarzy,
kiedy wszedłem - spojrzałem na niego z powagą.
Zamrugałem kilkakrotnie i
zacząłem się zastanawiać, w końcu wzruszyłem ramionami.
- Wprawdzie nie wiem, w zbyt
głęboką drzemkę zapadłem - zaśmiałem się cicho i pocałowałem go w policzek.
Powoli kroczyłem przed siebie, w pewne miejsce, nie byłem pewny, czy mu się
spodoba, ale tak chyba przyjemniej spędzimy dzień tylko we dwoje.
-
Powinieneś się bardziej pilnować - przysunąłem się bliżej niego, złapałem go
pod ramię i głowę oparłem na jego barku - Jeszcze tylko raz go tak zobaczę to
więcej siebie nie pozna - wymruczałem cicho pod nosem.
Zerknąłem na Anglię i
uśmiechnąłem się lekko, cieszyło mnie, że jest teraz tak blisko, w końcu miałem
go naprawdę dla siebie.
- Przesadzasz, England -
zaśmiałem się zaraz. - Kanada przecież to mój brat - zapewniłem go z uśmiechem.
Po chwili zaś dotarliśmy na miejsce, było to wesołe miasteczko, które teraz
zagościło w mieście.
-
Tak, tylko twój brat - wywróciłem oczami.
Kiedy
weszliśmy na teren wesołego miasteczka, zatrzymaliśmy się gdzieś z boku.
-
Geez, twoje gusta nigdy się nie zmienią - rozejrzałem się dookoła - Ale chwila
zabawy mi raczej nie zaszkodzi, gdzie chcesz iść?
Wyszczerzyłem się zaraz i
pocałowałem go w policzek.
- Ja bym poszedł do domu
strachów, ale co powiesz na roler coster'a? - zapytałem z uśmiechem i zabrałem
mu swoje ramię, po to, aby teraz móc objąć go w pasie dość zaborczo.
-
Gdzie wolisz, mi to obojętne - pozwoliłem mu się poprowadzić w jedną stronę.
Jakoś za bardzo nie wiedziałem, czego oczekiwać, w końcu przez wieeeeele czasu
nie byłem w takim miejscu...
No i proszę, trochę się za działo i dziać się dalej będzie, jednak to dopiero w następnej części :3 Na razie serdeczne gratulacje dla tych nielicznych, którzy przetrwali przez wszystkie 7 części~! XD
Witaj!
OdpowiedzUsuńZ przykrością informuję, że Dziabara odeszła z Opieprzu. W związku z tym, że jesteś w jej kolejce, proszę o Twoją decyzję odnośnie oceny. Musisz wybrać nowego oceniającego lub możesz zrezygnować. Pamiętaj, że na Opieprzu działa system numerkowy, więc nie wylądujesz na samym końcu kolejki, tylko w miejscu zgodnym ze swoim numerkiem, nadanym w dniu zgłoszenia się. Prosimy pisać na maila opieprzowy@gmail.com
Pozdrawiam.
No, wreszcie się zalogowałam, wreszcie mogę dodać komentarz!
OdpowiedzUsuńWielokrotnie chciałam skomentować, ale pisałam z telefonu, na którym nie mogłam się zalogować, a później ZAWSZE coś się zcinało i w końcu wychodziło, że komentarz się nie dodawał :(
Korzystając z tego, że mam okazję, piszę:
KOBIETY, KOCHAM WAS! To jest niesamowicie wciągające, o Jezu! Mam tak, że czytam, czytamczytamczytam i czekam na więcej normalnie! Czuję wielki niedosyt po przeczytaniu wszystkiego, a musiałam troszkę nadrabiać ;)
Długie to, ale to bardzo dobrze! Bo miło się czyta ze świadomością, że nie skończy się, gdy tylko zacznie wciągać ;)
Ogólnie rzecz biorąc, może nie wyraziłam jasno swego zachwytu nad waszymi pracami, ale wiedzcie, że zachwycam się rzadko i akurat teraz jestem zachwycona!
Pozdrawiam i życzę weny ;*
Gdzie jest ciąg dalszy? Normalnie gardzę UsUKiem, ale fabuła mnie wciągnęła. A taki Kanada jest świetny, najlepsza postać tego opowiadania. Życzę wam weny i inne tam ciamciaramciam.
OdpowiedzUsuńNiestety nie mam czasu, aby sklejać następną część opowieści, szczególnie, że mój komputer nie pozwala mi na poszukiwanie opowieści w dalekich archiwach, bo po prostu się tnie na amen x.X Niestety muszę też cię zawieść, bo opowieść nie ma żadnego zakończenia, jakoś nam się nie udało do niego doprowadzić...
UsuńCo do Kanady, to też go w taki sposób nawet lubię, chodź raz nie jest taki przeźroczysty~
DDDDDDDDDD: Umrę w nieświadomości XD
UsuńPrzykro mi xD Może przez Wielkanoc _bo dopiero wtedy mamy dłuższe wolne D:_ posklejam te części, które są gdzieś w archiwach xD Rzecz jasna, jak mnie nie wywiozą gdzieś, gdzie nie ma neta XD
Usuń