Pairing: USUK
Gatunek: Romans, yaoi Ograniczenia: MA (+18)
Ostrzeżenia: Opowieść jest pisana przez dwie osoby! Wypowiedzi mojego gościa - Francoise, będą zaznaczane pogrubionym tekstem. Poza tym z czasem można zauważyć odejście od charakteru postaci, no i oczywiście będą zdarzać się błędy, równie ortograficzne, jak i logiczne. Ten tekst pochodzi z pisania na gg i nie jest betowany.
"Perypetia miłości" cz. II
N-naprawdę? - wsunąłem mu dłonie pod ręce i zacisnąłem pięści na jego plecach -
Hej... to będzie złe jeśli to zrobimy? - spytałem cichutko, mając nadzieję, że
mnie nie wyśmieje.
Przytuliłem go do siebie mocno.
- Nie do końca - szepnąłem i
pocałowałem go w czoło. - Ale jesteś pewny, że tego chcesz teraz? W końcu
pomożemy z tym poczekać - szepnąłem i pochyliłem się nad nim, niemal łącząc
nasze wargi.
-
A na co czekać? - pocałowałem go namiętnie bez żadnych oporów - Masz gumki? -
zacząłem robić malinki na jego szyi. Cieszyłem się z tego, co robimy. Czułem
już, jak mi stawał...
Przyciągnąłem go do siebie i
spojrzałem mu w oczy.
- A może lepiej pójdziemy na
całego? - zapytałem z uśmiechem i po chwili pchnąłem go na kanapę. - Nie mam
ochoty wybierać się do sypialni, skoro mogę cię wciąć tutaj - szepnąłem mu do
ucha i zacząłem całował jego szyję, zaś jedną dłonią dotknąłem jego krocza.
-
N-nh! Nie musisz mówić wszystkiego - jęknąłem cicho - Jesteś seme, jak zgaduję,
prawda? Bo mi szczerze mówiąc obojętne - wsunąłem mu dłonie pod koszulkę i
przejechałem nimi po jego brzuchu - Ta dieta dobrze ci zrobi.
Przewróciłem oczami, a po chwili
wpiłem się w jego usta dość brutalnie. Chwilę później wolną dłonią wkradłem się
pod jego koszulę i zacząłem drażnić jego sutki.
Jęknąłem
cicho i zacząłem mocować się z jego paskiem. Już po chwili trzymałem w dłoniach
jego męskość. Był duży, większy, niż się spodziewałem. Ale to w sumie nawet
lepiej, lubię takie. Zacząłem wykonywać ruchy dłonią i robić mu dobrze.
Westchnąłem cicho i popatrzałem
na niego, widać, że ten był już dość doświadczony. Uśmiechnąłem się na to lekko
i pozbyłem się jego koszuli. Zacząłem całować jego klatkę piersiową, robią mu
przy tym malinki, w tym samym czasie pozbywając się jego spodni i bielizny.
Rozszerzyłem
bardziej biodra, by dać mu do siebie lepszy dostęp. - Wiesz, jak mnie
przygotować, czy sam mam to zrobić? - powiedziałem już wkładając sobie palec do
ust i go naśliniając.
- Nie bierz mi za takiego
prawiczka - zaśmiałem się i ugryzłem go w szyję. Wziąłem od niego swoje palce i
po chwili nacisnąłem jednym z nich na jego wejście. Zaraz wsunąłem go w niego i
zacząłem nim poruszać. Po chwili dołączyłem kolejny palce. W między czasie cały
czas pieściłem ustami jego klatkę piersiową.
-
Ah tak? Robiłeś już to z kimś innym? - zacząłem lekko się wiercić, było mi
naprawdę przyjemnie - M-myślę, że możesz już wejść - wyszeptałem mu do ucha,
gładząc jego plecy.
- A coś taki ciekawski? -
zaśmiałem się cicho i po chwili wszedłem w niego dość brutalnie. Zadowolony
westchnąłem, Artur mimo wszystko był tak przyjemnie ciasny... Nie czekając zbyt
długo, zacząłem się w nim poruszać.
-
B-bo chcę wiedzieć! - jęknąłem głośniej, gdy poczułem go w sobie. Zacisnąłem
ręce na kapie i z każdym jego ruchem krzyczałem coraz głośniej. Poruszał się we
mnie mocno, dawało to większą przyjemność, zapewne nie tylko mnie.
Zadowolony z jego krzyków,
zacząłem wchodzić w niego znacznie brutalniej, co jakiś czas trafiając w
prostatę, był taki słodki, kiedy tak jęczał pode mną. Nie mogą się oprzeć,
wpiłem się w jego usta, chcąc zasmakować ich jeszcze raz.
Odwzajemniłem
pocałunek i objąłem go za szyję. - A-Alfred! - wykrzyczałem przy jednym z
mocniejszych pchnięć. Muszę przyznać, był naprawdę świetny, nie spodziewałem
się tego po nim...
Całowałem jego szyję, zostawiając
mu na niej malinki, jakby chcąc pokazać, że od tej chwili on należy tylko do
mnie. Moje pchnięcia stały się bardziej brutalnie i nieco bardziej chaotyczne,
po prostu sprawiało mi to coraz więcej przyjemności.
Odchyliłem głowę do tyłu, by dać mu lepsze
pole manewru na mojej szyi. Poczułem przyjemne ciepło w okolicach mojego
podbrzusza. - Dochodzę....! - wykrzyczałem przyciągając go mocniej do siebie.
Uśmiechnąłem się lekko, słysząc
jego krzyk. Przyśpieszyłem swoje ruchy w nim, dochodzą wręcz w tym samym
momencie co on, rozlewając przy tym moje nasienie wewnątrz niego. Westchnąłem
zadowolony i lekko na niego opadłem.
Zacząłem
oddychać głęboko i starałem się uspokoić. Przytuliłem go do siebie i
pocałowałem w policzek. - Hej, America... Z kim to robiłeś wcześniej? Nieźle
cię nauczył - uśmiechnąłem się, jednak zależało mi na odpowiedzi.
Uśmiechnąłem się lekko i
wyszedłem z niego. Zaraz pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w czoło.
- Myślę, że to nie jest na tyle
ważne, abyś o to pytał - powiedziałem zaraz i pocałowałem go w usta.
-
A ja uważam, że jest to ważne - spojrzałem w bok - Chyba że chcesz, by to
wszystko było tylko na jedną noc.... jeśli naprawdę mnie nie kochasz to powiedz
mi, ja zrozumiem.
Westchnąłem cicho, ten znów
zaczynał te swoje narzekania. Chyba po pijaku był bardziej skłonny do wyrażania
swoich emocji.
- Arthur, nawet tak nie myśl -
szepnąłem mu do ucha i pocałowałem w policzek. - Uważam, że tamto było
nieistotne, bo nie był to dla mnie ktoś ważny - szepnąłem i pogłaskałem go po
głowie. - Kocham cię - szepnąłem.
-
S-skoro tak mówisz...-zająkałem
się lekko i sięgnąłem po butelkę, która jeszcze stała na ziemi. Pociągnąłem
kilka mocnych łyków, strasznie suszyło mnie w gardle. Spojrzałem na zegarek i
mimo, że nie widziałem dokładnie cyfr domyśliłem się, że jest całkiem późno -
Puść mnie, Al, muszę wracać - spróbowałem się lekko podnieść.
Znów pchnąłem go na kanapę.
- W takim stanie to ty nigdzie
nie idziesz, mój drogi - powiedziałem i sam podniosłem się do siadu, uważnie
przyglądając się ciału Brytyjczyka. - Proponuję, abyś został na noc, bo jeszcze
coś sobie zrobisz po drodze
-
Dam radę! - czknięcie - Nie jestem jakąś nieporadną ciotą, umiem wrócić do
domu! - burknąłem podnosząc podłogi swoją koszulę i nakładając ją na ramiona -
Tylko dopiję do końca - otworzyłem kolejną butelkę.
Pokręciłem głową.
- Po tej butelce to już na pewno
u mnie zostajesz - burknąłem, wstając z kanapy i bez jego zgody, wziąłem go na
ręce, niczym księżniczkę. - Następnym razem założę się o coś, abyś przestał pić
- westchnąłem niosąc go do sypialni. Jutro i tak jest sobota, więc spokojnie
może sobie posiedzieć.
-
C-co ty robisz?! - zaczerwieniłem się lekko - Hej, masz coś do tego, że lubię
pić? Przecież to przyjemne z pożytecznym, nie widzę w tym nic złego -
przejechałem palcem po jego szyi.
- A ja widzę, bo potem nie
potrafisz się zachować - zauważyłem i wchodząc do sypialni, zamknąłem drzwi
nogą. Położyłem go na łóżku i pocałowałem. - Tutaj możesz spać, jeśli nie
chcesz mnie obok, to pójdę do salonu - powiedziałem ze spokojem.
-
P-potrafię się zachować, o czym ty mówisz?! - złapałem go za przedramię i
przyciągnąłem do siebie - Nie idź... - wyciągnąłem ręce, by mnie przytulił.
Zaśmiałem się cicho i mocno go
objąłem.
- Ale masz mi się grzecznie
zachowywać - zaśmiałem się i położyłem tuż obok niego. - Lepiej chodźmy już
spać... - mruknąłem cicho.
-
W-w porządku - wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową - Hej, robisz coś jutro?
- spytałem, zanim zasnęliśmy.
Głaskałem go delikatnie po
plecach, cały czas mocno przytulając.
- Może Kanada przyjdzie, bo
dzisiaj powiedziałem, że coś mi wypadło - szepnąłem i pogłaskałem go po głowie.
- A czemu pytasz?
-
Ah, nic takiego... Jutro wcześnie wychodzę, muszę iść do szkoły pozałatwić
wszystko, co dzisiaj odłożyłem - westchnąłem cicho - Tylko robota i robota,
dnia wolnego nie ma...
- Przecież jutro jest sobota...
Zrób sobie nieco wolnego, a potem obiecuję ci pomóc - szepnąłem i mocniej go do
siebie przytuliłem. Jakoś nie chciałem, aby ten musiał zbyt wcześnie znikać.
-
Zwalanie niczego na ostatni dzień nigdy nie jest dobre, mógłbyś się tego w
końcu nauczyć... Wyjdę pewnie gdzieś o 11, ale ty będziesz pewnie spał -
objąłem go dłońmi w pasie.
- Przepracowywanie się, też nie jest dobre -
burknąłem i mocno go przytuliłem. - Dobranoc - szepnąłem i znów pogłaskałem go
po głowie, po chwili zaś zasnąłem.
-
Dobranoc - odpowiedziałem cicho i zasnąłem w jego ramionach. Cały czas czułem
to przyjemne ciepło bijące od jego ciała, chciałbym móc zawsze je czuć...
Spałem niczym suseł, zadowolony z
dzisiejszego dnia. Mimo kilku niemiłych zdarzeń, musiałem uznać dzień za udany.
Nawet nie zauważyłem, kiedy minęła cała noc, a w moim mieszkaniu zawitał
Kanada.
Usłyszałem
głos Ameryki i wygrzebałem się spod kołdry. - Alfred, z kim rozmawiasz? -
przeciągnąłem się i przetarłem oczy, które po chwili przybrały wielkość spodków
do herbaty - O-oh, witaj, um...
Kanada nieśmiało stał w drzwiach
sypialni wraz ze swoim włochatym przyjacielem.
- P-przepraszam, że wam
przeszkodziłem, m-myślałem, że dzisiaj będziesz mieć już czas - powiedział ten
nieśmiało, kierując te słowa do mnie, zaś ja osobiście ledwo usiadłem na łóżku,
będąc nieco zaspanym.
- Nie szkodzi brachu... -
mruknąłem, przeciągając się zaraz.
-
T-to ja się będę zbierał! - zdenerwowany wstałem na nogi i podniosłem z ziemi
swoją koszulę, którą jakimś cudem doniosłem tu wczorajszej nocy. Narzuciłem ją
na siebie, przeszedłem obok Kanady i w salonie zacząłem szukać reszty swoich
ubrań.
Popatrzyłem za nim i cicho się
zaśmiałem, mówiłem mu, że Kanada może przyjść. Wstałem z łóżka i przeprosiłem
brata na sekundę. Podszedłem do Brytyjczyka i pocałowałem go w policzek.
- Szkoda, że już uciekasz -
zaśmiałem się i odwróciłem się do Kanady. - Brachu, chodź, zrobisz te swoje
naleśniki z syropem klonowym na śniadanie!
-
Oh tak? Czemu? - nałożyłem na siebie spodnie - Wybacz, trochę za dużo wypiłem i
średnio pamiętam co się działo... Jeśli zrobiłem coś głupiego, to wybacz -
zapiąłem pasek i byłem już niemal gotowy do wyjścia.
Popatrzałem na niego smutno, cóż
tego mogłem się spodziewać. Westchnąłem cicho i podrapałem się po głowie.
- Nie szkodzi, oglądaliśmy po
prostu ten film, tak zleciało większość wieczoru, a potem było za późno, abyś
wracał do domu - powiedziałem ze spokojem, czułem się z tym źle, ale przecież
ten nie pamięta co robił, a uświadomienie go, może być zbyt dużym
zaskoczeniem...
-
Co to za mina? - zbliżyłem się do jego twarzy i spojrzałem mu w oczy - Możesz
mi wszystko powiedzieć, wiesz przecież, że nie będę krzyczał... chyba.
Przynajmniej będę się powstrzymywał. Pewnie mocno się upiłem, co?
Uśmiechnąłem się do niego lekko i
rozczochrałem mu fryzurę.
- Oh, England, tak jak zawsze,
przecież ty nie znasz umiaru w piciu - zaśmiałem się i spojrzałem w stronę
kuchni. - Może zjesz z nami?
-
N-nic na to nie poradzę! - odtrąciłem jego dłoń i zaczerwieniłem się lekko - W
sumie mogę, jeśli ci to nie przeszkadza. Chyba jednak zrobię sobie dzisiaj
wolne, przyda mi się raz na te sto lat odpocząć..
- No, nareszcie mądrze gadasz -
zaśmiałem się zaraz i wszedłem do kuchni. Jak podejrzewałem, Kanada już prawie
uwinął się z robieniem śniadania, do którego po chwili wszyscy mogliśmy usiąść.
Zadowolony zacząłem zajadać się naleśnikami. - Musisz częściej je robić, są
naprawdę pyszne - zwróciłem się do brata, po czym spojrzałem na Anglię. - A
tobie jak smakują, England?
-
Bardzo dobre - wziąłem do ust kolejny kęs - W każdym razie lepsze niż te twoje
hamburgery... Muszę przyznać, że talent kulinarny masz po Francji - zwróciłem
się do Kanady.
Kanada nieco się speszył.
- D-dziękuję... - szepnął
nieśmiało. Ja tylko się uśmiechnąłem, mój brat czasem potrafił zachowywać się
tak słodko...
- Ale co ci nie pasuje w moich
hamburgerach, England?
-
To, że są strasznie tłuste. Nie dziwię się, że w twoim kraju wszyscy mają otyłość.
U mnie jest tego o wiele mniej. Tak właściwie to pamiętaj o naszym zakładzie -
wycelowałem w niego widelcem.
Jęknąłem niechętnie.
- Wiem, wiem... To przerzucę się
na kebaby Turcji na miesiąc! - zaśmiałem się zadowolony, dalej wcinając
naleśniki.
-
Aż tak bardzo chcesz być gruby? No to gratuluję. Brałbyś przykład ze swojego
brata, on przynajmniej wie, co jest dobre - pogłaskałem jego miśka po łebku.
- Znowu się tylko czepiasz -
burknąłem niezadowolony. - Chyffa mffam pffawo ffybiefac co jefc - dodałem z
pełnymi ustami.
-
Ja się wcale nie czepiam, po prostu martwię się o twoją kondycję! Niedługo nie
będziesz się nawet mieścił na krześle, zrób coś ze sobą!
Westchnąłem cicho.
- Naprawdę się tylko czepiasz...
- rzuciłem niechętnie i zacząłem dziabać naleśniki. Anglia jednak nigdy się nie
zmieni.
-
No i może się czepiam, jakiś problem? - burknąłem - Do tego mógłbyś mi łaskawie
powiedzieć co wczoraj się działo, bo ja doskonale widzę, kiedy kłamiesz! To jak
było?
Spojrzałem na niego nieco zły,
mógłby przestać tak na to naciskać! Ostatecznie nie zważając na obecność
Kanady, postanowiłem mu powiedzieć.
- Prawdę? Więc mam ci powiedzieć,
że się upiłeś, jak to zwykle bywa, potem uznałeś, że mnie kochasz, będąc bliski
poryczenia się, jak mówiłem, że masz nie wyrażać swoich emocji w takim stanie,
a ostatecznie to zrobiliśmy, pasuje?!
Otworzyłem
usta i patrzyłem na niego przez chwilę w czystym szoku. Potem zaśmiałem się i
spojrzałem na niego powątpiewająco.
-
Ty też chyba nieźle wypiłeś, co nie? Przecież to niemożliwe, żarty sobie
stroisz.
- Skoro mi nie wierzysz, to po co
o to pytałeś? - rzuciłem i zły wróciłem do jedzenia naleśników. Trzeba było nie
ulegać wczoraj jego urokowi, a tym bardziej mu nie wierzyć, w końcu ciekawe ile
już wyznał miłość w ten sposób...
-
Pytałem, bo chciałem poznać prawdę, a nie jakieś durne wymysły. Gdybyśmy
naprawdę to zrobili, to byś pewnie nie mógł siedzieć - zaśmiałem się i upiłem
łyk herbaty, którą zrobiłem sobie wcześniej.
- Gdybyś nie robił tego z każdym,
to pewnie nie byłbyś tak rozepchany - odgryzłem mu się i wypiłem łyk kawy. -
Cóż, na przyszłość radzę ci nie pić, bo masz niezłe zaniki pamięci
-
Że co?! Coś ty powiedział?! Nie robię tego z każdym! Za kogo ty mnie uważasz? -
podniosłem głos - Ja po prostu lubię czasami wypić, jest w tym coś złego?
- A potem rzucasz się na każdego,
nawet jeśli po prostu sobie obok siedzi, zaraz zaczynasz go obmacywać, całować
i wyznawać mu miłość - warknąłem, rzucając mu mordercze spojrzenie. - Poza tym,
pewnie Francja nieźle cię już nauczył, skoro sam proponujesz, że możesz się
przygotować - dodałem złośliwie.
-
O czym ty mówisz? Ja wcale taki nie jestem!- pobladłem lekko, on chyba mówił
poważnie- I-i ja wcale nie robiłem tego z Francją! Skąd ci ten pomysł do głowy
przyszedł?!
- Jak tak na ciebie patrzę i na
osoby, które odwiedzają twój gabinet, to raczej Seszele nie była - rzuciłem
wprost. - Jeśli dalej nie wierzysz, to co niby robiłeś w moim łóżku nagi? -
zapytałem i wstałem z miejsca. - Na przeszłość lepiej tyle nie pij.
-
Nie robię takich rzeczy z byle kim! - warknąłem - Pewnie po prostu było mi
gorąco i się rozebrałem, często śpię nagi - wzruszyłem ramionami - I gdzie ty
się właściwie wybierasz?
- Nie mam zamiaru z tobą już
rozmawiać - rzuciłem i udałem się do salonu. Usiadłem na ziemi i włączyłem
sobie jakąś grę, muszę nieco się odstresować.
Kanada niepewnie siedział na
krześle i przyglądał się całemu zdarzeniu.
- A-Anglio... - zaczął niepewnie.
Nie chciał aby ta dwójka się kłóciła.
-
Alfred, zachowuj się jak człowiek i nie uciekaj od problemów - podszedłem do
niego i ukucnąłem - Musimy poważnie pogadać. Matthew, możesz na chwilę wyjść? -
zwróciłem się do Kanady.
Burknąłem coś pod nosem, czego
ten idiota znowu ode mnie chce?! Jakbym nie mógł sobie po prostu grać w moje
gry...
Matthew słysząc słowa
Brytyjczyka, zaraz wziął swojego misia na ręce.
- D-dobrze... - powiedział
nieśmiało i wyszedł, wiedział, że ci powinni to wyjaśnić między sobą.
-
Tak więc... - usiadłem na podłodze, w którą wlepiłem wzrok - Naprawdę wczoraj
powiedziałem, że cię kocham, i zrobiliśmy te wszystkie rzeczy? - nawet nie
miałem dość odwagi, by spojrzeć mu w twarz.
Niechętnie spauzowałem grę i
spojrzałem na niego.
- Myślisz, że kłamałbym o takich
rzeczach przy Kanadzie, England? - burknąłem niechętnie, po czym wróciłem do
gry. - Jakbyś nie naciskał, nie byłoby żadnego problemu - rzuciłem.
-
Nie graj w te gry, kiedy z tobą rozmawiam! - wyrwałem mu joystick i rzuciłem go
gdzieś w kąt - No bo chodzi o to, że... no... tak jakby... Ja cię naprawdę
kocham - ostatnie zdanie wypowiedziałem tak cicho, że sam ledwo je usłyszałem.
Zamrugałem kilkakrotnie i
spojrzałem na niego niepewnie. Czy ja się przypadkiem się nie przesłyszałem.
- England? - zapytałem, patrząc
na niego z uwagą. - N-naprawdę? - zapytałem zagryzając dolną wargę.
-
M-myślisz, że żartowałbym w takich sprawach, idiot?! - zaczerwieniłem się -
T-tak d-dobrze słyszałeś! Po prostu się wypierałem, bo gdyby ktoś się
dowiedział, że coś takiego się stało, to by mnie wywalili z samorządu...
Przewróciłem oczami i mocno go
przytuliłem do siebie.
- Jak zwykle te zasady -
zaśmiałem się cicho i pocałowałem go w czoło. - Arthur... - szepnąłem i
spojrzałem w jego oczy. - I love you
-
I-I love you too - wybełkotałem czerwieniąc się po uszy - Nic na to nie
poradzę, naprawdę bardzo mi zależy na tej posadzie... Mogę zostać z tobą też
dzisiaj? - spytałem niepewnie.
Uśmiechnąłem się ciepło i
złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach.
- Owszem, ale pamiętaj, że Kanada
też tu będzie - powiedziałem, dalej lekko go do siebie przytulając.
-
Spokojnie, ale nie mów już takich rzeczy przy nim, bo będziemy mieć kłopoty -
przejechałem nosem po jego szyi i lekko przymknąłem oczy. Cieszyłem się, że ten
odwzajemniał moje uczucia i mnie nie wyśmiał.
Pogłaskałem o po głowie i pocałowałem
w czoło.
- Dobrze, nie będę już -
szepnąłem, mocno go do siebie przyciągając. Po chwili, dość niepewnie, znów go
pocałowałem.
-
Dobra, starczy - wstałem na nogi i odwróciłem się w kierunku drzwi - Matthew,
możesz już wejść, wszystko załatwiliśmy! - kiedy to powiedziałem, usiadłem na
kanapie i założyłem nogę na nogę.
Popatrzałem na Brytyjczyka i
przewróciłem oczami. Zaraz sięgnąłem po mój pad i zacząłem ponownie grać w
jedną z moich gier. Kanada, dość nieśmiało zajrzał do pokoju i w końcu usiadł
na fotelu, wraz ze swoim futrzanym przyjacielem, który właśnie się obudził.
- Kto? ...
- Kanada
-
Mogę go potrzymać? - spytałem wskazując na miśka, a gdy Matthew się zgodził,
wziąłem Kumajiro na kolana - Ma takie ciepłe futerko, aż chce sie tulać... -
wymruczałem.
- T-tak, ale ma krótką pamięć, bo
zapomina swojego właściciela - powiedział ten nieśmiało, ja zaś dalej grałem w
grę. Kiedy przegrałem, niezadowolony odrzuciłem pada w kąt.
- Głupia gra!
-
Panuj trochę nad sobą! Masz, przytul miśka - wyciągnąłem ręce ze zwierzakiem w
jego stronę - Może cię to trochę uspokoi. Słyszałem, że przytulanie zawsze
poprawia humor.
Spojrzałem na zwierzaka mojego
brata i w końcu wziąłem go na ręce. Zaraz przytuliłem go do siebie.
- Jaki cieplutki! - mruknąłem,
dalej go tuląc. Chyba będę częściej podbierać go Kanadzie do tulenia.
-
A nie mówiłem? - uśmiechnąłem się pod nosem widząc, że ten jest zadowolony.
Spojrzałem na zegarek - Chyba będę się zbierał, zostawię was samych, bawcie się
dobrze - wstałem i powolnym krokiem ruszyłem do wyjścia.
- Ok, to bye, England! -
powiedziałem i pomachałem mu wraz z pluszakiem. Teraz musiałem przyznać, że nie
mogę się doczekać wtorkowych zajęć razem z nim, w końcu chyba zaczynamy
znajdować wspólny język...
Weekend
minął mi w miarę spokojnie, całą niedzielę i poniedziałek miałem zawaloną, bo
musiałem zająć się pracą. Wtedy nadszedł wtorek, dzień naszych zajęć. Koniec
końców dalej nie ustaliliśmy, czego miały one dotyczyć. Siedziałem za biurkiem
i układałem papiery w oczekiwaniu na jego przybycie.
Wpadłem do klasy, ubierając na
siebie koszulkę.
- Sorki England, dziś ostatni mam
WF - zauważyłem i usiadłem na krześle, nieco zmęczony bieganiem w te i we w te
-
I dobrze, przyda ci się - uśmiechnąłem się lekko - Mam nadzieję, że przez ten
wolny czas myślałeś o temacie przewodnim naszych zajęć. Słucham twoich
propozycji - rozsiadłem się wygodnie na krześle.
Jęknąłem niechętnie i spojrzałem
na niego.
- Nie mam pomysłu... - rzuciłem i
opadłem na jego biurko.
-
Jak zwykle, nigdy o niczym nie pomyślisz - westchnąłem cicho - Może rysunek?
Jak byłeś mały to bardzo lubiłeś rysować, mam nawet w domu trochę twoich
"dzieł" - zamyśliłem się.
Odchrząknąłem zaraz.
- Nie jestem już mały i jakoś nie
potrafię za dobrze rysować - rzuciłem, niemrawo na niego patrząc.
-
Dla mnie wciąż jesteś jak dziecko - poczochrałem mu włosy - Masz, spróbuj -
podsunąłem mu pod nos kartkę i ołówek.
- Naprawdę muszę? - jęknąłem
patrząc niechętnie na kartce. - Przecież nie potrafię rysować i nie jestem
dzieckiem... - burknąłem biorąc do ręki ołówek, a po chwili zacząłem coś
bazgrać na kartce.
-
Tak, musisz. Wierzę w ciebie - patrzyłem jak stawia to kolejne kreski na
papierze - Hero powinien dać radę, co nie? - posłałem mu ciepły uśmiech.
Oparłem łokcie na biurku i głowę na dłoniach.
- Hero powinien ratować ludzi,
nie bazgrać na karce - burknąłem od niechcenia, nie odrywając wzroku od
koślawego rysunku, jaki powstawał.
-
Hero wszystko potrafi - również wziąłem kartkę i zacząłem rysować jedną z moich
wróżek. Przed chwilą jedna przeleciała mi przed nosem, więc zapamiętałem jej
strój i wygląd. Wyszła mi nawet nieźle, lepiej, niż się spodziewałem.
Kiedy skończyłem rysunek,
burknąłem niemrawo.
- Nie potrafię rysować! -
burknąłem odkładając rysunek na bok. Czemu ten nie mógł wymyślić jakiś
ciekawszych tych zajęć?
-
Odrzuciłeś moją propozycję, więc sam coś wymyśl - wziąłem jego rysunek do ręki
i obejrzałem go - Rysujesz tak samo, jak kiedyś, nie ćwiczyłeś za wiele.
Burknąłem coś pod nosem.
- Ale po co mam ćwiczyć, skoro i
tak nikt nie ogląda moich obrazków? Są straszne i niech sobie takie pozostaną -
rzuciłem zaraz i wstałem z miejsca, podchodząc do niego. Dotknąłem dłonią jego
policzka, po czym go pocałowałem.
-
C-co ty robisz?! - odepchnąłem go od siebie - J-jeszcze ktoś nas zobaczy, co
wtedy będzie? Nie bądź taki samolubny! - burknąłem czerwieniąc się mocno - Nie
myśl sobie, że jesteś niewiadomo kim!
Uśmiechnąłem się lekko i
pogłaskałem go po głowie.
- Wybacz, ale nie mogłem się
oprzeć - zaśmiałem się i objąłem go lekko. - Jesteś taki słodki, kiedy się
rumienisz - szepnąłem mu do ucha.
-
A powinieneś! - tym razem nie odepchnąłem go - I wcale nie jestem słodki, nie
wymyślaj głupot! spojrzałem gdzieś w bok, gdy nagle usłyszałem zbliżające się
kroki na korytarzu - Puszczaj mnie, ktoś idzie, jak zobaczą to już po nas!
Przewróciłem oczami i puściłem
go. W tempie ekspresowym wróciłem na swoje miejsce i znów zacząłem coś maziać
na jakiejś kartce. Nie chciałem sprawiać problemów Arthur'owi.
Usłyszałem
pukanie do drzwi.
-
Proszę - rzuciłem w tamtym kierunku. Przez drzwi wszedł Francis i ruszył w moim
kierunku.
-
Angleterre, mam dla ciebie te dokumenty, o które prosiłeś - podał mi plik
kartek i spojrzał na Amerykę, zagwizdał cicho - No proszę proszę, jak widać
mamy nowy talent plastyczny...
- Po prostu England każe mi
chodzić na jakieś zajęcia, a jako iż w tej szkole nie ma nic ciekawego, to
jestem zmuszony siedzieć tutaj - wyjaśniłem, dalej coś bazgrząc na kartce.
-
Możesz już iść - spojrzałem na żabojada zniecierpliwiony - Możesz zrobić mi
drugie śniadanie, jeśli nie masz nic do roboty - zacząłem przeglądać dokumenty,
które mi przyniósł.
-
Oczywiście, mon Angleterre - nachylił się i pocałował mnie w policzek.
Widząc to, myślałem, że zaraz
wstanę i walnę tego idiotę. Jakim prawem ten tak bezkarnie przystawiał się do
Arthura?! Ostatecznie jednak zacisnąłem zęby, dalej coś tam maziając na kartce.
-
Pamiętaj, nie jem papryki - rzuciłem mu widząc, jak kieruje się do wyjścia i
zaraz znika.
Wróciłem
do przeglądania papierów i zacząłem mruczeć pod nosem.
-
Podzielę się z tobą, jak chcesz - spojrzałem na Amerykę - Francja przepysznie
gotuje.
- Nie chcę - burknąłem
niezadowolony, dalej coś bazgrając. Nie podobało mi się, że ten był z Francją
tak blisko, ale chyba nie mogłem tego zmienić, w końcu tutaj jestem zmuszony
udawać, że nic się nie stało.
-
Czemu nie? Kiedyś uwielbiałeś jego jedzenie - podstawiłem mu pod nos kartkę -
Poprosiłem nauczycieli i wychowawcę o opinie na twój temat. Głośny, tylko się
bawi, nie myśli poważnie... Może nad tym będziemy pracować na naszych
zajęciach, co?
Westchnąłem ciężko i odchyliłem
się do tyłu.
- Ale po co? Przecież i tak się
nie zmienię, a na lekcjach można umrzeć z nudów! - westchnąłem niechętnie
-
Możesz się zmienić, ale nie chcesz! - burknąłem - Kiedyś był z ciebie milutki
dzieciak, przychodziłeś do mnie cały czas się tulać i spać w jednym łóżku -
rozmarzyłem się - Teraz też nie możesz być taki potulny?
Prychnąłem, dalej huśtając się na
krześle.
- Jak widzisz, nie jestem już
dzieckiem i nigdy nim nie będę - warknąłem niechętnie, nie patrząc na niego.
-
Oh tak? - uśmiechnąłem się pod nosem - Jesteś tego tak pewien? Może cię
sprawdzimy? - wyciągnąłem z szuflady klucz na kółku i zakręciłem nim na palcu
oraz wstałem z miejsca.
- Niby jak chcesz to sprawdzić? -
burknąłem, zerkając na niego. Nawet zaciekawiło mnie to, w końcu Anglia często
znajduje jakieś sposoby na udowodnienie swojej racji.
-
Zobaczysz - wyszliśmy z mojego gabinetu i zamknąłem drzwi na klucz. Szliśmy
wzdłuż korytarza, a potem po schodach na wyższe piętro. Po jakimś czasie
trafiliśmy do jednej z sal.
-
Odbywały się tu zajęcia pewnego klubu, ale jest on nieaktywny od kilku
miesięcy, więc ja mam klucze - przekręciłem zamek i już mogliśmy wejść do
środka.
- Klubu? Zapewne był tak nudny,
że wszyscy z niego pouciekali - zaśmiałem się i spojrzałem na drzwi, które po
chwili lekko pchnąłem. Naprawdę byłem ciekaw, jak ten miał zamiar mi to
udowodnić.
No proszę, kolejna część się pokazała :) Dalej mam nadzieję, że ktoś tam oczekuje kolejnej części xD Przy okazji wybaczcie trochę nienawiązujący do treści komentarz ode mnie, nie chce mi się tego znowu czytać, aby sprawdzić dokładnie co się działo xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Małe zasady
- Komentować może każdy, nawet użytkownik anonimowy
- Weryfikacja obrazkowa jest wyłączona
- Odpowiadamy na komentarze, jeżeli istnieje taka możliwość (Czasem na krótkie komentarze nie da się odpowiedzieć)
- Jeżeli nie zastosujesz tzn. "chamskiej reklamy", możesz umieścić link do swojego bloga w komentarzu (Chamski spam będzie usuwany)