Praca po śmierci
Recenzja Yami no
Matsuei
Jakiś
miesiąc temu uczestniczyłam w Natsu Matsuri, który odbywał się w pewnej
gdańskiej bibliotece. Będąc tam po raz pierwszy i spostrzegając, że mają tam
mangi postanowiłam się zapisać. Po wybraniu paru, które chciałam przeczytać już
od jakiegoś czasu, zaczęłam rozglądać się za jeszcze jedną, mając nadzieję, że
znajdę taką, której pierwszy tom nie byłby już przez kogoś wypożyczony. W taki
właśnie sposób natknęłam się na Yami no Matsuei, o ile pierwszy tom średnio mi
się podobał, to nie zrezygnowałam z dalszego czytania. Odwiedzając bibliotekę,
co jakiś czas zaczęłam wypożyczać coraz dalsze tomy, aż przeczytałam wszystkie
dwanaście dostępnych. Okazało się, że było coraz lepiej, tak więc postanowiłam
obejrzeć anime i porównać je z pierwowzorem.
Tsuzuki Asato to shinigami z ponad siedemdziesięcioletnim
stażem, mimo że jest tam jednym z najstarszych i najsilniejszych bogów śmierci
całe dnie spędzałby na obijaniu się i jedzeniu. Jego partner – Kurosaki Hisoka
to jego przeciwieństwo, pracowity, zrównoważony i spokojny szesnastolatek. Razem
pracują w Urzędzie Dziesięciu Królów i sprawują pieczę nad regionem drugim - Kyuushu.
Akcja biegnie szybko, ze względu
na małą liczbę odcinków i dużą ilość materiału do zrealizowania. Zostały
przedstawione jedynie ważniejsze wątki,
a mimo to zostały bardzo zmienione i przyspieszone. Chyba spokojnie
można powiedzieć, że z wyrzuconego materiału uzbierałyby się co najmniej dwa,
trzy tomy. Autorka mangi, Matsushita Yoko w jedenastym tomie wspomniała, że z
początku miało być 26 odcinków, co być może jest przyczyną znacznego ukrócenia
historii. Każdy z bohaterów ma swój własny charakter, powód, dla którego został
shinigami oraz przeszłość, od której nawet po śmierci często nie może się
uwolnić, niestety nawet w mandze nie dowiadujemy się wszystkiego. Prawdę
powiedziawszy zdążyłam się do nich przyzwyczaić już czytając pierwowzór, więc
już od pierwszego odcinka nie byli mi obcy. Muszę przyznać, że bardzo ich
polubiłam, ciężko jest mi się z nimi rozstać, w końcu na chwilę obecną kończę
swoją przygodę z Yami, przynajmniej do czasu, aż nie wyjdzie trzynasty tom.
Animacja nie jest niczym szczególnym
i czasem widać niedociągnięcia, jednak trzeba się liczyć z tym, że to anime z
2000 roku. Z twórczością Hiroko Tokity nie spotykam się po raz pierwszy, pracował
jeszcze chociażby przy School Rumble, jednak dotychczas nie widziałam żadnych
produkcji przez niego wyreżyserowanej. Niektórym bardzo spodobała się muzyka
Saito Tsuneyoshi’ego, jednak ja uważam, że nie zawsze potrafiła wkomponować się
w to co dzieje się na ekranie. Osobiście spodobał mi się opening, piosenka pod
tytułem „Eden” zespołu To Destination przypadła mi do gustu, a animacja jest tak
naprawdę nic niezdradzającym spoilerem, ponieważ niektóre z użytych w nim
kadrów pojawia się w ostatnich odcinkach. Ending mnie nie zachwycił, o ile
piosenka nawet mi się spodobała to twórcy przy tworzeniu animacji do niego
zbytnio się nie postarali, po prostu urządzają nam pokaz slajdów kolorowych
ilustracji z mangi, co jest czasami w anime spotykane i niekoniecznie na przykład
przeze mnie lubiane.
Na pochwałę zdecydowanie
zasługują głosy, kocham Miki Shinichiro (Mustang Roy, Hijikata Toshizo), który
wcielił się w Tsuzuki’ego. Nie byłam pewna co do Asano Mayumi (Haku z Naruto,
Sanka Aria), ale przekonała mnie i pokazała, że nadaje się na Hisokę. Prócz
tego wystąpili chociażby Morikawa Toshiyuki (Fang Li Ren, Naraku) i Seki
Toshihiko (Irie Kyousuke, Umino Iruka) oraz także bardzo lubiany przeze mnie
Inoue Kazuhiko (Nyanko-sensei, Miyagi You), który niestety nie odzywał się zbyt
często.
Yami no Matsuei to dobra
historia, potrafi wciągnąć i zaciekawić. Mimo że jest to dramat, wielokrotnie w
niektórych momentach czai się dobry humor oraz podteksty yaoi. Jednak anime nie
było w stanie przedstawić tego wszystkiego, dlatego też raczej radzę sięgnąć po
mangę, bo jest ona bardziej rozbudowana, mimo że nawet w niej jeszcze nie
wszystko się wyjaśniło. Jednak jeżeli nie lubi się czytać lub nie ma się
możliwości zakupu lub wypożyczenia tego tytułu, można sięgnąć po anime i
ewentualnie ocenić czy ta historia będzie warta fatygowania się o wersję
papierkową. Seria ta jest bardziej skierowana do dziewcząt, tak więc polecam ją
właśnie im, poza tym gatunek Shounen Ai mówi sam za siebie, tym samym raczej
bardziej przyciągając żeńską część widowni.
No i napisałam, skończyłam dzisiaj oglądać anime, więc stwierdziłam, że od razu to napiszę, bo potem zapomnę o czym było ;D Przedwczoraj skończyłam czytać mangę, więc stwierdziłam, że sobie to obejrzę i potem napiszę tę recenzję, w końcu dobrze jest mieć porównanie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Małe zasady
- Komentować może każdy, nawet użytkownik anonimowy
- Weryfikacja obrazkowa jest wyłączona
- Odpowiadamy na komentarze, jeżeli istnieje taka możliwość (Czasem na krótkie komentarze nie da się odpowiedzieć)
- Jeżeli nie zastosujesz tzn. "chamskiej reklamy", możesz umieścić link do swojego bloga w komentarzu (Chamski spam będzie usuwany)